Biznesowa sciema i podwójny blef - czyli jak sprawiac dobre wrazenie, ze sie mysli
- Zaraz, zaraz, wy się znacie? - menadżer One Direction chyba nie był taki głupi na jakiego wyglądał, bo jednak coś zajarzył. O kurde, czyli zaraz wszystko wyjdzie na jaw i przez głupią wodę mineralną nie pojedziemy w trasę! Niech ktoś coś zrobi!
- Nie, nie, my tylko... - Pezz zaczęła coś dukać. Matko boska, wszyscy święci i inny w sutannach tam na górze, miejcie nas w opiece, z tego nie wybrniemy!
- Nie, nie, my tylko... - Pezz zaczęła coś dukać. Matko boska, wszyscy święci i inny w sutannach tam na górze, miejcie nas w opiece, z tego nie wybrniemy!
- Po prostu Louis i Zayn są wielkimi fankami.. pfu, to znaczy fanami dziewczyn i... - zaczął ciemny blondyn, który sprawiał wrażenie najbardziej kompetentnego z nich wszystkich, lecz po chwili się zaciął i dokończył za niego blondynek o wesołym wyrazie twarzy:
- I nie mogą uwierzyć, że spotkali je na żywo.
- Dokładnie. - wypalił ponownie ciemny blondyn, który jakoś uratował sytuację.
Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem, patrząc na szatyna, który dosłownie mordował wzrokiem swoich kumpli. Mulat z kolei wyglądał jakby chciał w kogoś czymś rzucić, najlepiej czymś dużym i ciężkim, żeby odnieść pożądany skutek natychmiastowej śmierci bez żadnych wątpliwości. Cóż, osobiście uważam, że te psychopatyczne posunięcia automatycznie skreślają ich z listy naszych fanek.
- Pezz i Jade też za wami przepadają - wtrąciła się Jesy, trzepocząc rzęsami jakby była nabuzowaną kofeiną damusią.
- Tak, uwielbiają One Direction. Nawet śpiewają pod prysznicem wasze piosenki! - o ile przeciwko wtrąceniu się Jesy nic nie miałam, to Leigh jak zwykle spaprała wszystko po całości. Miałam ochotę trzepnąć się otwartą ręką w czoło, a jeszcze bardziej owinąć moje ręce wokół szyi mulatki i wykonać szybki ruch w prawo, kręcą jej przy tym kark...
Na szczęście obyło się bez dalszych uwielbień i mogliśmy spokojnie usiąść, ale miałam ochotę złapać jakąś butelkę z winem droższym niż cały dorobek mojego życia i rozbić ją centralnie na czubku tej, małej, pustej, niewdzięcznej, nieprzydatnej i wkurwiającej głowie Leigh za każdym razem, gdy widziałam jak któryś z tych idiotów śmieje się pod nosem, a antypatyczny koleś z publicznej toalety rzuca zażenowanym spojrzeniem z przekazem: Serio śpiewasz One Direction w kiblu? Serio? W tej chwili więc pochłonęło mnie bez reszty poszukiwanie po omacku pod stołem nogi mulatki by zadać jej zdradziecki cios prosto w piszczel. Gdy odnalazłam upragnioną nogę, wykonałam delikatny zamach i czubkiem szpilki trafiłam idealnie w mój cel. Patrzyłam teraz z niemałą satysfakcją prosto w twarz Leigh-Anne i czekałam jej mordkę wykrzywi grymas bólu. Z niemałym więc zdziwieniem zaobserwowałam, że osobą, której oczy zaszły łzami był Andy. Upsss... Nie moja wina że Leigh też ma owłosione nogi i musiałam ich pomylić! Próbowałam przekazać mu jakieś ciche przepraszam, ale kiedy z ruchu jego warg można było wyczytać tylko wyrzucane co chwile z siebie krótkie: Zapierdolę, zapierdolę... pomiędzy kolejnymi falami bólu to dałam sobie spokój.
- Eee.. Co...to... znaczy... Słucham? - wyrzuciłam szybko z siebie, starając się przejść do grzecznościowej formy, gdyż Pezz od dłuższego czasu dość mało dyskretnie szarpała mnie za ramię. Gdy odwróciłam się do przyjaciółki, ta tylko wskazała mi głową menadżera One Direction, który bodajże miał na imię Paul.
- Właśnie was pytałem, miłe damy jaka jest wasza ulubiona piosenka One Direction. Skoro jesteście wielkimi fankami chłopców, musicie mieć jakąś swoją "faworytkę".
Ze szczękną, którą jakiś dobroczynny człowiek mógłby zebrać z podłogi i wypisanym na twarzy Pomocy! Ratuj mnie! popatrzyłam na blondynkę, oczekując od niej jakiegoś błyskotliwego i szybkiego wyjścia z sytuacji.
- Eee... osobiście myślę, że mają tyle świetnych piosenek, że..że.... - zaczęła składać zdanie Perrie, co zajmowało jej tyle czasu, że wypaliłam:
- Że to obraza dla tak świetnego zespołu, wybrać tylko jedną. - starałam się wyglądać przekonująco i przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, bo już mam przesrane na całej linii od Andy'ego za nieszczęsny faul w kość piszczelową.
Chyba wypadłyśmy naprawdę jak prawdziwe Directioners, bo Paul zadowolił się naszą odpowiedzi. Posłałyśmy więc sobie nawzajem zwycięskie uśmiechy - w końcu z nas niezłe mistrzynie improwizacji, nie? Tymczasem Paul, który powoli rozkręcał się przy kieliszku martini, postanowił teraz męczyć jakże "świetny" zespół o nazwie One Direction:
- I co chłopcy, jakie wrażenie robią na was dziewczyny na żywo?
Przeprasza, człowieku, ale ile ty wypiłeś? Przecież siedzimy obok i słuchamy, a ta poza tym, to co to, do cholery przesłuchanie jakieś?
- Eeee... na zdjęciu wyglądały inaczej, jakoś tak... - zaczął coś pieprzyć ten mulat. Cóż mogą sobie być najsławniejszym boysbandem na świecie, ale nie każdy może szczycić się mianem mistrza improwizacji!
- ...brzydziej? - podsunął mu szatyn, czyli w tak właściwie antypatyczny koleś z publicznej toalety, a we mnie się aż zagotowało.
Boże, proszę daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to zabiję wszystkich dookoła.
- Widocznie zdjęcia nie oddają w pełni naszego piękna. - wysyczałam niczym zabójca, który powoli podkrada się do swojej ofiary by następnie jednym, szybkim ruchem zdradziecko ukręcić jej kark.
- W każdym razie, to takie dowartościowujące, że jesteście naszymi fanami i chcieliście nas zobaczyć. - wtrąciła się Perrie, próbując mnie uspokoić jeżdżeniem swoją dłonią po mich plecach. Spokojnie Jade, już tyle wytrzymałaś, nie możesz teraz tego spieprzyć.
- Tak, od dłuższego czasu ich marzeniem było spotkanie was, prawda Louis? - blondyn siedzący po prawej antypatycznego gościa z publicznej toalety objął swojego kolegę ramieniem i starał się powstrzymać napad śmiechu, który niepowstrzymanie wkradał się na jego pucołowatą mordkę. Cóż, nie dziwię się, bo gdy ja zobaczyłam minę szatyna, musiałam schować twarz - co swoją drogą było jedną z najmądrzejszych decyzji tego dnia, bo w końcu kto by chciał taką mordę oglądać? - w włosy Pezz, by nie zacząć wydawać z siebie dźwięków torturowanej przed śmiercią świni (tak, moi kochani, czyli potocznie mówiąc nie zacząć się śmiać).
- To... to takie słodkie kiedy macie marzenia! - wypaliła nagle Leigh, która o dziwo przez dłuższy czas starała się być cicho, bo wiadomo, że jak coś palnie, to niekoniecznie jest to godne poziomowi inteligencji jakiegoś innego przedmiotu niż kartofla... bez obrazy dla ziemniaków oczywiście. Nie, ależ skąd nie mam nic do tego szlachetnego pożywienia które wyżywia całą ludzkość, nawet jeśli ma taką debilną nazwę jak pyry.
- Jade, masz może chusteczkę? - zapytała lekko drżącym głosem Jesy, a gdy napotkała mój pytający wzrok dodała - No co, Leigh mnie wzruszyła!
Po podaniu paczki chusteczek higienicznych, droższych o jakieś kilka pensów od normalnych, bowiem miały miętowy zapach - owe opakowanie zachowało się z czasów, gdy Pezz opracowała podryw na atak astmy i uznała, że potrzebne jej do tego chusteczki o uwodzicielskim zapachu - mogłam oglądać jak Jesy, a później również Leigh wycierają sobie łzawiące oczy, gdyż tak poruszyła je myśl, że czyimkolwiek marzeniem było zobaczenie właśnie nas, Little Mix w pełnej krasie. Po chwili zwieńczyły tą teatralną szopkę głośnym wysmarkaniem nosa, tak iż zwróciły na siebie uwagę kilku gości owej drogiej restauracji, w której dane nam było przebywać.
- Wiedziałem, że to będzie dobry wybór, wiedziałem! - obwieścił niespodziewanie Paul, który chyba lekko przesadził z jakże niezwykle drogim trunkiem, którego skosztowanie nie dane było nam, zwykłym biednym śmiertelniczkom z Little Mix. - Macie talent wokalny, słuchacie One Direction i jeszcze w dodatku jesteście przeurocze! - tutaj popatrzył na Jesy i Leigh, które jeszcze wciąż miały lekko zaczerwienione oczy i teraz uśmiechały się delikatnie, słysząc nagłe i wylewne komplementy ze strony menadżera przeciwnego zespołu. - Andy, gdzie ty znalazłeś takie żywe złotka?
Andy musiał przerwać chwilowe użalanie się nad sobą i swoją obolałą nogą i jego twarz, okazująca do tej pory morze bólu, które bez wątpienia odczuwał po stanowczym, aczkolwiek dyskretnym posunięciu z mojej strony nagle rozjaśniła się w szerokim i bez wątpienia sztucznym uśmiechu.
- Wiesz, stary od razu wiedziałem, że mają predyspozycje, tylko na nie popatrz! Scena je kocha!
Natychmiast, jakby czytając sobie w myślach wymieniłyśmy się z Pezz spojrzeniami mówiącymi: Kiedyś w odpowiedniej chwili przypomnimy mu o naszych predyspozycjach, oj tak... Cóż, w końcu nie codziennie słyszymy od niego coś innego oprócz: Doprowadzicie mnie do bankructwa! albo Co do cholery, w stodole was chowali?! lub jego ulubionego Jesteście moją największą pedagogiczną porażką. Jak nagła możliwość wzbogacenia się potrafi zmienić zdanie człowieka, prawda?
- Andy, wiesz co, wyjdźmy na chwilę, muszę zamienić z tobą słówko w cztery oczy.- powiedział Paul, nagle przechodząc na dość poważny ton. Ups... więc może te wszystkie pochwały to była tylko biznesowa ściema, a teraz nagle powie Andy'emu, że naprawdę zachowujemy się jakby nas w stodole chowali i naprawdę nie nadajemy się na coś szerszego niż koncertowanie po barach? Widziałam, że reszta dziewczyn też nagle pobladła, ale dalej starają się delikatnie uśmiechać i trzepotać zalotnie rzęsami. Za to szatyn i mulat, którzy z tego co wynika z moich zasłyszanych informacji mają na imię Louis i Zayn mieli miny jakby właśnie zbliżały się ich urodziny, albo Paul zaczął rozdawać cukierki w imieniu świętego Mikołaja.
Czuję w kościach, że to nie świadczy nic dobrego.
- Pezz i Jade też za wami przepadają - wtrąciła się Jesy, trzepocząc rzęsami jakby była nabuzowaną kofeiną damusią.
- Tak, uwielbiają One Direction. Nawet śpiewają pod prysznicem wasze piosenki! - o ile przeciwko wtrąceniu się Jesy nic nie miałam, to Leigh jak zwykle spaprała wszystko po całości. Miałam ochotę trzepnąć się otwartą ręką w czoło, a jeszcze bardziej owinąć moje ręce wokół szyi mulatki i wykonać szybki ruch w prawo, kręcą jej przy tym kark...
Na szczęście obyło się bez dalszych uwielbień i mogliśmy spokojnie usiąść, ale miałam ochotę złapać jakąś butelkę z winem droższym niż cały dorobek mojego życia i rozbić ją centralnie na czubku tej, małej, pustej, niewdzięcznej, nieprzydatnej i wkurwiającej głowie Leigh za każdym razem, gdy widziałam jak któryś z tych idiotów śmieje się pod nosem, a antypatyczny koleś z publicznej toalety rzuca zażenowanym spojrzeniem z przekazem: Serio śpiewasz One Direction w kiblu? Serio? W tej chwili więc pochłonęło mnie bez reszty poszukiwanie po omacku pod stołem nogi mulatki by zadać jej zdradziecki cios prosto w piszczel. Gdy odnalazłam upragnioną nogę, wykonałam delikatny zamach i czubkiem szpilki trafiłam idealnie w mój cel. Patrzyłam teraz z niemałą satysfakcją prosto w twarz Leigh-Anne i czekałam jej mordkę wykrzywi grymas bólu. Z niemałym więc zdziwieniem zaobserwowałam, że osobą, której oczy zaszły łzami był Andy. Upsss... Nie moja wina że Leigh też ma owłosione nogi i musiałam ich pomylić! Próbowałam przekazać mu jakieś ciche przepraszam, ale kiedy z ruchu jego warg można było wyczytać tylko wyrzucane co chwile z siebie krótkie: Zapierdolę, zapierdolę... pomiędzy kolejnymi falami bólu to dałam sobie spokój.
- Eee.. Co...to... znaczy... Słucham? - wyrzuciłam szybko z siebie, starając się przejść do grzecznościowej formy, gdyż Pezz od dłuższego czasu dość mało dyskretnie szarpała mnie za ramię. Gdy odwróciłam się do przyjaciółki, ta tylko wskazała mi głową menadżera One Direction, który bodajże miał na imię Paul.
- Właśnie was pytałem, miłe damy jaka jest wasza ulubiona piosenka One Direction. Skoro jesteście wielkimi fankami chłopców, musicie mieć jakąś swoją "faworytkę".
Ze szczękną, którą jakiś dobroczynny człowiek mógłby zebrać z podłogi i wypisanym na twarzy Pomocy! Ratuj mnie! popatrzyłam na blondynkę, oczekując od niej jakiegoś błyskotliwego i szybkiego wyjścia z sytuacji.
- Eee... osobiście myślę, że mają tyle świetnych piosenek, że..że.... - zaczęła składać zdanie Perrie, co zajmowało jej tyle czasu, że wypaliłam:
- Że to obraza dla tak świetnego zespołu, wybrać tylko jedną. - starałam się wyglądać przekonująco i przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, bo już mam przesrane na całej linii od Andy'ego za nieszczęsny faul w kość piszczelową.
Chyba wypadłyśmy naprawdę jak prawdziwe Directioners, bo Paul zadowolił się naszą odpowiedzi. Posłałyśmy więc sobie nawzajem zwycięskie uśmiechy - w końcu z nas niezłe mistrzynie improwizacji, nie? Tymczasem Paul, który powoli rozkręcał się przy kieliszku martini, postanowił teraz męczyć jakże "świetny" zespół o nazwie One Direction:
- I co chłopcy, jakie wrażenie robią na was dziewczyny na żywo?
Przeprasza, człowieku, ale ile ty wypiłeś? Przecież siedzimy obok i słuchamy, a ta poza tym, to co to, do cholery przesłuchanie jakieś?
- Eeee... na zdjęciu wyglądały inaczej, jakoś tak... - zaczął coś pieprzyć ten mulat. Cóż mogą sobie być najsławniejszym boysbandem na świecie, ale nie każdy może szczycić się mianem mistrza improwizacji!
- ...brzydziej? - podsunął mu szatyn, czyli w tak właściwie antypatyczny koleś z publicznej toalety, a we mnie się aż zagotowało.
Boże, proszę daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to zabiję wszystkich dookoła.
- Widocznie zdjęcia nie oddają w pełni naszego piękna. - wysyczałam niczym zabójca, który powoli podkrada się do swojej ofiary by następnie jednym, szybkim ruchem zdradziecko ukręcić jej kark.
- W każdym razie, to takie dowartościowujące, że jesteście naszymi fanami i chcieliście nas zobaczyć. - wtrąciła się Perrie, próbując mnie uspokoić jeżdżeniem swoją dłonią po mich plecach. Spokojnie Jade, już tyle wytrzymałaś, nie możesz teraz tego spieprzyć.
- Tak, od dłuższego czasu ich marzeniem było spotkanie was, prawda Louis? - blondyn siedzący po prawej antypatycznego gościa z publicznej toalety objął swojego kolegę ramieniem i starał się powstrzymać napad śmiechu, który niepowstrzymanie wkradał się na jego pucołowatą mordkę. Cóż, nie dziwię się, bo gdy ja zobaczyłam minę szatyna, musiałam schować twarz - co swoją drogą było jedną z najmądrzejszych decyzji tego dnia, bo w końcu kto by chciał taką mordę oglądać? - w włosy Pezz, by nie zacząć wydawać z siebie dźwięków torturowanej przed śmiercią świni (tak, moi kochani, czyli potocznie mówiąc nie zacząć się śmiać).
- To... to takie słodkie kiedy macie marzenia! - wypaliła nagle Leigh, która o dziwo przez dłuższy czas starała się być cicho, bo wiadomo, że jak coś palnie, to niekoniecznie jest to godne poziomowi inteligencji jakiegoś innego przedmiotu niż kartofla... bez obrazy dla ziemniaków oczywiście. Nie, ależ skąd nie mam nic do tego szlachetnego pożywienia które wyżywia całą ludzkość, nawet jeśli ma taką debilną nazwę jak pyry.
- Jade, masz może chusteczkę? - zapytała lekko drżącym głosem Jesy, a gdy napotkała mój pytający wzrok dodała - No co, Leigh mnie wzruszyła!
Po podaniu paczki chusteczek higienicznych, droższych o jakieś kilka pensów od normalnych, bowiem miały miętowy zapach - owe opakowanie zachowało się z czasów, gdy Pezz opracowała podryw na atak astmy i uznała, że potrzebne jej do tego chusteczki o uwodzicielskim zapachu - mogłam oglądać jak Jesy, a później również Leigh wycierają sobie łzawiące oczy, gdyż tak poruszyła je myśl, że czyimkolwiek marzeniem było zobaczenie właśnie nas, Little Mix w pełnej krasie. Po chwili zwieńczyły tą teatralną szopkę głośnym wysmarkaniem nosa, tak iż zwróciły na siebie uwagę kilku gości owej drogiej restauracji, w której dane nam było przebywać.
- Wiedziałem, że to będzie dobry wybór, wiedziałem! - obwieścił niespodziewanie Paul, który chyba lekko przesadził z jakże niezwykle drogim trunkiem, którego skosztowanie nie dane było nam, zwykłym biednym śmiertelniczkom z Little Mix. - Macie talent wokalny, słuchacie One Direction i jeszcze w dodatku jesteście przeurocze! - tutaj popatrzył na Jesy i Leigh, które jeszcze wciąż miały lekko zaczerwienione oczy i teraz uśmiechały się delikatnie, słysząc nagłe i wylewne komplementy ze strony menadżera przeciwnego zespołu. - Andy, gdzie ty znalazłeś takie żywe złotka?
Andy musiał przerwać chwilowe użalanie się nad sobą i swoją obolałą nogą i jego twarz, okazująca do tej pory morze bólu, które bez wątpienia odczuwał po stanowczym, aczkolwiek dyskretnym posunięciu z mojej strony nagle rozjaśniła się w szerokim i bez wątpienia sztucznym uśmiechu.
- Wiesz, stary od razu wiedziałem, że mają predyspozycje, tylko na nie popatrz! Scena je kocha!
Natychmiast, jakby czytając sobie w myślach wymieniłyśmy się z Pezz spojrzeniami mówiącymi: Kiedyś w odpowiedniej chwili przypomnimy mu o naszych predyspozycjach, oj tak... Cóż, w końcu nie codziennie słyszymy od niego coś innego oprócz: Doprowadzicie mnie do bankructwa! albo Co do cholery, w stodole was chowali?! lub jego ulubionego Jesteście moją największą pedagogiczną porażką. Jak nagła możliwość wzbogacenia się potrafi zmienić zdanie człowieka, prawda?
- Andy, wiesz co, wyjdźmy na chwilę, muszę zamienić z tobą słówko w cztery oczy.- powiedział Paul, nagle przechodząc na dość poważny ton. Ups... więc może te wszystkie pochwały to była tylko biznesowa ściema, a teraz nagle powie Andy'emu, że naprawdę zachowujemy się jakby nas w stodole chowali i naprawdę nie nadajemy się na coś szerszego niż koncertowanie po barach? Widziałam, że reszta dziewczyn też nagle pobladła, ale dalej starają się delikatnie uśmiechać i trzepotać zalotnie rzęsami. Za to szatyn i mulat, którzy z tego co wynika z moich zasłyszanych informacji mają na imię Louis i Zayn mieli miny jakby właśnie zbliżały się ich urodziny, albo Paul zaczął rozdawać cukierki w imieniu świętego Mikołaja.
Czuję w kościach, że to nie świadczy nic dobrego.
________________________________________________
Kobiet nigdy nie zrozumiesz. A w szczególności takich czterech antypatycznych idiotek z inteligencją zepsutego tostera, które właśnie siedziały naprzeciwko nas.
Nawet kiedy jeszcze byłem z Eleanor - znaczy się z jadowitym zdrajcom, oczywiście - nie rozumiałem w kobietach wielu rzeczy. Dlaczego chodzą parami do toalety? Dlaczego w ich małych, pustych głowach rodzi się chęć do zapisywania swoich żali w pamiętniku, a nie powiedzenia ich komuś innemu? Co takiego ciekawego widzą w telenowelach? Dlaczego kiedy powie się im, że coś podkreśla ich kształty to wrzeszczą, że sugeruję, że są grube?
Jak mawiał klasyk: Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Szczególnie jeśli chodzi o kwestię chodzenia parami do toalety.
Patrzyłem więc spode łba podejrzliwym spojrzeniem na blondynkę z pudrowo-różowymi końcówkami i zafarbowaną na wyzywający odcień niebieskiego dziewczynę, które spotkaliśmy tamtego pamiętnego dnia w centrum handlowym, kiedy one oznajmiły że muszą wyjść za potrzebą. Zayn chyba podzielał moje zdanie, bo również przypatrywał im się wzrokiem mówiącym: Czy skorzystanie z toalety to tak trudna czynność, że potrzebne są do tego dwie osoby?
Gdy za drzwiami restauracji zniknęli obaj menadżerowie, a dwie główne intrygantki także oddaliły się od stolika, pomiędzy naszą pozostałą siódemką zapadła dość niezręczna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu skrobaniem łyżki w dno talerza przez Horana, albo drapaniem się w głowę Hazzy, które brzmiało wyjątkowo głośno w tej grobowej atmosferze.
Nagłe pacnięcie ręki o rękę zaskoczyło nas wszystkich i automatycznie cała uwaga skupiła się na mulatce, która była sprawcą tego nagłego dźwięku. Wzięła ona głęboki wdech i wyrzuciła z siebie potok słów na jednym wydechu:
- Wiecie, fascynuje mnie ten moment, w którym zabijając muchę, traci ona życie, jej świadomość, mimo że taka prymitywna w jednej chwili przestaje istnieć i to za moją sprawą... Też tak macie?
- Nie. - odparł lakoniczne Niall wpatrując się w nią, wciąż nie do końca rozumiejąc o co dokładnie go zapytano. Mulatka pokręciła głową z niemałym zawodem:
- Jesteście tacy przyziemni.
W tej chwili jednak rozległ się głośny śmiech, świadczący o przybyciu Tych Które Nie Potrafią Zachowywać Się Publicznie.
- I oni mieli w klasie taką grubą koleżankę i ona była też agresywna.
- I co?
- Wyśmiewali się z niej, a ona się wkurzyła, chwyciła krzesło i chciała nim w kogoś rzucić!
- ...I?
- Ktoś krzyknął: "Nie, nie jedz tego!"
- ...Brzydko...
- No...
Z tego co wynika z moich podsłuchanych informacji blondynka to Perrie, a niebieskowłosa to Jade. W każdym razie, chrzanić imiona te dwie rozbestwione lalunie zajęły swoje miejsca, kończąc tym samym rozmowę o agresywnej koleżance. Jęknąłem cicho, bo miałem nadzieję, że pobędą w tej toalecie trochę dłużej.
- Mówiłeś coś, złotko? - Jade, czyli jędza-wariatka, która bez skrupułów wylewa wodę na głowę przypadkowym przechodniom, oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Mój przyjaciel chciał dyskretnie wyrazić swoje ubolewanie, że musi przebywać w jednym pomieszczeniu z takimi zepsutymi smarkulami. - Zayn chyba stracił cierpliwość, bo zaczął naśladować przesłodzony i irytujący ton niebieskowłosej. - A jako kulturalny człowiek postanowił wam tego nie mówić, tyko delikatnie odchrząknąć, byście same zajarzyły, że coś jest nie tak. - ciągnął dalej i już myślałem, że skończył swoją przemowę - która swoją drogą była jedną z najlepszych jakie wygłosił - ale postanowił jeszcze coś dodać - Widocznie na to też jesteście za głupie.
- To dziwne że twój przyjaciel wie tyle o kulturze, bo kiedy bezwstydnie nokautuje ludzi w publicznej toalecie to nawet nie stać go na zwykłe przepraszam.
Tego było już za wiele. Wstałem, a naprzeciwko mnie z siedzenia poderwała się Jade i oboje nachyliliśmy się nad stołem i niemalże stykając się czołami zaczęliśmy rzucać sobie mordercze spojrzenia. Z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że jestem od niej minimalnie wyższy i mogę spoglądać na nią z góry.
- Strach cię obleciał, krasnoludku? - zakpiłem z jej nikłego wzrostu i tak już wspomaganego przez szpilki.
- Powiedz tak do mnie jeszcze raz, ty zepsuty tosterze, a... - zaczęła się odgrażać, ale przerwałem jej zażenowanym tonem:
- Co mi zrobisz krasnalu?
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jade nie tracąc czasu na obchodzenie stołu, po prostu przez niego przeskoczyła i zaczęła okładać mnie gdzie popadnie swoimi łapskami. Chciałem powiedzieć jej coś w stylu: Uważaj, bo połamiesz paznokietki laluniu, ale nie miałem okazji, bo nic nie widziałem przez latające bez przerwy przed moimi oczami ręce. Na oślep złapałem coś kudłatego, co okazało się włosami Jade i zacząłem bez skrupułów ciągnąć za nie i od czasu, do czasu wyrywać. Wtedy poczułem ból w prawym ramieniu, bo niebieskowłosa najprawdopodobniej mnie ugryzła. Na domiar wszystkiego do plątaniny rąk i nóg dołączyli Zayn i Perrie, którzy zaczęli ciągnąć nas w dwie różne strony, by rozdzielić naszą dwójkę.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem podniesiony głos Paula. Świetnie, wszyscy mamy przesrane.
- Iiii... Uśmiech! - zakrzyknął Liam, po czym oślepił nas... błysk flesza? - Po prostu Jade, Perrie , Zayn i Louis, jako że są swoimi największymi fanami postanowili zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie!
- W pamiątkowym uścisku! - dodał Niall.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jeśli nie wrzeszczymy i nie wymachujemy rękoma, czyli w skrócie nie zachowujemy się jak banda rozwrzeszczanych małpiszonów, to faktycznie wygląda jakbyśmy robili zbiorowego misia, a ja... obejmowałbym Jade? Szybko odsunąłem się od niebieskowłosej, jakby co najmniej była trędowata.
- To wspaniale, ale nie musieliście, bo już niedługo będziecie widywać się codziennie! - nie, nie, nie, kurwa nie, on nie może mi tego zrobić! - Dziewczyny, oficjalnie jedziecie w trasę jako support One Direction!
Patrzyłem więc spode łba podejrzliwym spojrzeniem na blondynkę z pudrowo-różowymi końcówkami i zafarbowaną na wyzywający odcień niebieskiego dziewczynę, które spotkaliśmy tamtego pamiętnego dnia w centrum handlowym, kiedy one oznajmiły że muszą wyjść za potrzebą. Zayn chyba podzielał moje zdanie, bo również przypatrywał im się wzrokiem mówiącym: Czy skorzystanie z toalety to tak trudna czynność, że potrzebne są do tego dwie osoby?
Gdy za drzwiami restauracji zniknęli obaj menadżerowie, a dwie główne intrygantki także oddaliły się od stolika, pomiędzy naszą pozostałą siódemką zapadła dość niezręczna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu skrobaniem łyżki w dno talerza przez Horana, albo drapaniem się w głowę Hazzy, które brzmiało wyjątkowo głośno w tej grobowej atmosferze.
Nagłe pacnięcie ręki o rękę zaskoczyło nas wszystkich i automatycznie cała uwaga skupiła się na mulatce, która była sprawcą tego nagłego dźwięku. Wzięła ona głęboki wdech i wyrzuciła z siebie potok słów na jednym wydechu:
- Wiecie, fascynuje mnie ten moment, w którym zabijając muchę, traci ona życie, jej świadomość, mimo że taka prymitywna w jednej chwili przestaje istnieć i to za moją sprawą... Też tak macie?
- Nie. - odparł lakoniczne Niall wpatrując się w nią, wciąż nie do końca rozumiejąc o co dokładnie go zapytano. Mulatka pokręciła głową z niemałym zawodem:
- Jesteście tacy przyziemni.
W tej chwili jednak rozległ się głośny śmiech, świadczący o przybyciu Tych Które Nie Potrafią Zachowywać Się Publicznie.
- I oni mieli w klasie taką grubą koleżankę i ona była też agresywna.
- I co?
- Wyśmiewali się z niej, a ona się wkurzyła, chwyciła krzesło i chciała nim w kogoś rzucić!
- ...I?
- Ktoś krzyknął: "Nie, nie jedz tego!"
- ...Brzydko...
- No...
Z tego co wynika z moich podsłuchanych informacji blondynka to Perrie, a niebieskowłosa to Jade. W każdym razie, chrzanić imiona te dwie rozbestwione lalunie zajęły swoje miejsca, kończąc tym samym rozmowę o agresywnej koleżance. Jęknąłem cicho, bo miałem nadzieję, że pobędą w tej toalecie trochę dłużej.
- Mówiłeś coś, złotko? - Jade, czyli jędza-wariatka, która bez skrupułów wylewa wodę na głowę przypadkowym przechodniom, oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Mój przyjaciel chciał dyskretnie wyrazić swoje ubolewanie, że musi przebywać w jednym pomieszczeniu z takimi zepsutymi smarkulami. - Zayn chyba stracił cierpliwość, bo zaczął naśladować przesłodzony i irytujący ton niebieskowłosej. - A jako kulturalny człowiek postanowił wam tego nie mówić, tyko delikatnie odchrząknąć, byście same zajarzyły, że coś jest nie tak. - ciągnął dalej i już myślałem, że skończył swoją przemowę - która swoją drogą była jedną z najlepszych jakie wygłosił - ale postanowił jeszcze coś dodać - Widocznie na to też jesteście za głupie.
- To dziwne że twój przyjaciel wie tyle o kulturze, bo kiedy bezwstydnie nokautuje ludzi w publicznej toalecie to nawet nie stać go na zwykłe przepraszam.
Tego było już za wiele. Wstałem, a naprzeciwko mnie z siedzenia poderwała się Jade i oboje nachyliliśmy się nad stołem i niemalże stykając się czołami zaczęliśmy rzucać sobie mordercze spojrzenia. Z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że jestem od niej minimalnie wyższy i mogę spoglądać na nią z góry.
- Strach cię obleciał, krasnoludku? - zakpiłem z jej nikłego wzrostu i tak już wspomaganego przez szpilki.
- Powiedz tak do mnie jeszcze raz, ty zepsuty tosterze, a... - zaczęła się odgrażać, ale przerwałem jej zażenowanym tonem:
- Co mi zrobisz krasnalu?
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jade nie tracąc czasu na obchodzenie stołu, po prostu przez niego przeskoczyła i zaczęła okładać mnie gdzie popadnie swoimi łapskami. Chciałem powiedzieć jej coś w stylu: Uważaj, bo połamiesz paznokietki laluniu, ale nie miałem okazji, bo nic nie widziałem przez latające bez przerwy przed moimi oczami ręce. Na oślep złapałem coś kudłatego, co okazało się włosami Jade i zacząłem bez skrupułów ciągnąć za nie i od czasu, do czasu wyrywać. Wtedy poczułem ból w prawym ramieniu, bo niebieskowłosa najprawdopodobniej mnie ugryzła. Na domiar wszystkiego do plątaniny rąk i nóg dołączyli Zayn i Perrie, którzy zaczęli ciągnąć nas w dwie różne strony, by rozdzielić naszą dwójkę.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem podniesiony głos Paula. Świetnie, wszyscy mamy przesrane.
- Iiii... Uśmiech! - zakrzyknął Liam, po czym oślepił nas... błysk flesza? - Po prostu Jade, Perrie , Zayn i Louis, jako że są swoimi największymi fanami postanowili zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie!
- W pamiątkowym uścisku! - dodał Niall.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jeśli nie wrzeszczymy i nie wymachujemy rękoma, czyli w skrócie nie zachowujemy się jak banda rozwrzeszczanych małpiszonów, to faktycznie wygląda jakbyśmy robili zbiorowego misia, a ja... obejmowałbym Jade? Szybko odsunąłem się od niebieskowłosej, jakby co najmniej była trędowata.
- To wspaniale, ale nie musieliście, bo już niedługo będziecie widywać się codziennie! - nie, nie, nie, kurwa nie, on nie może mi tego zrobić! - Dziewczyny, oficjalnie jedziecie w trasę jako support One Direction!
_________________________________________________
Tak! Mówiłam już, że jesteśmy mistrzyniami improwizacji? Ludzie, chyba popadłam w samouwielbienie! Nie dość, że bójka z wielkimi osobistościami jakimi przecież są ci dwaj idioci uszła nam na sucho, to jeszcze jedziemy w trasę! Hollywood, oto nadchodzę!
- Och, to tak miło z pana strony!
- Zobaczy pan, wszystko co z nami związane jest takie pozytywne!
- Oczywiście oprócz testów na narkotyki, one są negatywne!
- Jesteśmy dozgonnie wdzięczne!
Świergotałyśmy jedna, przez drugą, otaczając Paula i zasypując go naszym słowotokiem, który widocznie wprawił go w dobry nastrój, bo wyglądał na rozbawionego. Kontem oka zauważyłam szczerzącego się Andy'ego - ja na jego miejscu bym się tak nie cieszyła, w końcu teraz będzie musiał postawić każdej z nas shake'a, a ja dopilnuję żeby to były te najdroższe. Potem nastąpiło szybkie pożegnanie, bo zarówno menadżer, jak i sławny zespół gdzieś się spieszyli i po chwili zostałyśmy tylko w piątkę na londyńskiej ulicy.
- Dziewczyny, byłyście świetne! - taa, czyli on też kupił kit z pamiątkową focią - A teraz szybko łapiemy taksówkę i ...
- Zaraz, zaraz! - zawołała oburzona Jesy, która czego, jak czego ale darmowego shake'a pilnowała bardzo skutecznie. - Teraz zabierasz nas do Milkshake City!
- Dokładnie - wtrąciła Pezz, z szerokim uśmiechem. - O zobacz, akurat się nie nachodzimy, bo jest za rogiem!
Po chwili przekroczyliśmy próg zatłoczonego lokalu i zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku, zamówienie shake'ów pozostawiając Leigh, która zniknęła w tłumie razem z portfelem naszego menadżera w ręku.
- Nooo wiesz Andy, nie spodziewałyśmy się od ciebie tyleeee dobrego - zaczęła Pezz, specjalnie przeciągając co drugie słowo.
- Właśnie, właśnie jak to szło? Mamy predyspozycje? Scena nas kocha? - dopytywałam się z głupawym uśmieszkiem.
- No wiecie, tylko biznesowa ściema. Przecież gdybym mu powiedział, że jesteście beznadziejne, to by was nie wziął, więc pamiętajcie, komu to zawdzięczacie. - Andy dumnie wypiął pierś, a my w trójkę parsknęłyśmy śmiechem.
- Dziewczyny, dziewczyny patrzcie i podziwiajcie! - usłyszałyśmy radosny głos Leigh-Ann i po chwili na stoliku wylądowało pięć różowych shake'ów z ... podobiznami One Direction?!
- Czyś ty się szaleju po drodze napiła? - wypaliłam, mrugając z niedowierzaniem oczami.
- Jade, myślałam, że taka wielka fanka jak ty z chęcią wypije jednokierunkowego shake'a. - zaśmiała się mulatka i po chwili dodała - Żartowałam, po prostu one były najdroższe!
Na to Andy oczywiście zbladł i zaczął wyrzucać Leigh, że jest nieodpowiedzialna i wpędzi go do grobu, a mulatka odparowała, że niedługo jako słynna gwiazda wyjdzie za mąż za milionera i wtedy z chęcią fundnie mu porządny pogrzeb, bo na dzisiejszy dzień to chyba musieliby spuścić jego zwłoki do Tamizy.
- Taaak... mieć bogatego męża i chodzić na zakupy z jego kartą kredytową... - westchnęła Pezz - To jest coś...
- Dziewczyny, jesteście puste i niewiarygodnie powierzchowne. - zebrałam się pod boki przybierając wyniosłą minę, ale po chwili wybuchnęłam śmiechem. - Jestem z was taka dumna!
Po chwilę wznosimy toast pełen śmiechów i pisków, a po stuknięciu nasze napoje częściowo się rozlewają. Za pierwszą trasę Little Mix!
- Och, to tak miło z pana strony!
- Zobaczy pan, wszystko co z nami związane jest takie pozytywne!
- Oczywiście oprócz testów na narkotyki, one są negatywne!
- Jesteśmy dozgonnie wdzięczne!
Świergotałyśmy jedna, przez drugą, otaczając Paula i zasypując go naszym słowotokiem, który widocznie wprawił go w dobry nastrój, bo wyglądał na rozbawionego. Kontem oka zauważyłam szczerzącego się Andy'ego - ja na jego miejscu bym się tak nie cieszyła, w końcu teraz będzie musiał postawić każdej z nas shake'a, a ja dopilnuję żeby to były te najdroższe. Potem nastąpiło szybkie pożegnanie, bo zarówno menadżer, jak i sławny zespół gdzieś się spieszyli i po chwili zostałyśmy tylko w piątkę na londyńskiej ulicy.
- Dziewczyny, byłyście świetne! - taa, czyli on też kupił kit z pamiątkową focią - A teraz szybko łapiemy taksówkę i ...
- Zaraz, zaraz! - zawołała oburzona Jesy, która czego, jak czego ale darmowego shake'a pilnowała bardzo skutecznie. - Teraz zabierasz nas do Milkshake City!
- Dokładnie - wtrąciła Pezz, z szerokim uśmiechem. - O zobacz, akurat się nie nachodzimy, bo jest za rogiem!
Po chwili przekroczyliśmy próg zatłoczonego lokalu i zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku, zamówienie shake'ów pozostawiając Leigh, która zniknęła w tłumie razem z portfelem naszego menadżera w ręku.
- Nooo wiesz Andy, nie spodziewałyśmy się od ciebie tyleeee dobrego - zaczęła Pezz, specjalnie przeciągając co drugie słowo.
- Właśnie, właśnie jak to szło? Mamy predyspozycje? Scena nas kocha? - dopytywałam się z głupawym uśmieszkiem.
- No wiecie, tylko biznesowa ściema. Przecież gdybym mu powiedział, że jesteście beznadziejne, to by was nie wziął, więc pamiętajcie, komu to zawdzięczacie. - Andy dumnie wypiął pierś, a my w trójkę parsknęłyśmy śmiechem.
- Dziewczyny, dziewczyny patrzcie i podziwiajcie! - usłyszałyśmy radosny głos Leigh-Ann i po chwili na stoliku wylądowało pięć różowych shake'ów z ... podobiznami One Direction?!
- Czyś ty się szaleju po drodze napiła? - wypaliłam, mrugając z niedowierzaniem oczami.
- Jade, myślałam, że taka wielka fanka jak ty z chęcią wypije jednokierunkowego shake'a. - zaśmiała się mulatka i po chwili dodała - Żartowałam, po prostu one były najdroższe!
Na to Andy oczywiście zbladł i zaczął wyrzucać Leigh, że jest nieodpowiedzialna i wpędzi go do grobu, a mulatka odparowała, że niedługo jako słynna gwiazda wyjdzie za mąż za milionera i wtedy z chęcią fundnie mu porządny pogrzeb, bo na dzisiejszy dzień to chyba musieliby spuścić jego zwłoki do Tamizy.
- Taaak... mieć bogatego męża i chodzić na zakupy z jego kartą kredytową... - westchnęła Pezz - To jest coś...
- Dziewczyny, jesteście puste i niewiarygodnie powierzchowne. - zebrałam się pod boki przybierając wyniosłą minę, ale po chwili wybuchnęłam śmiechem. - Jestem z was taka dumna!
Po chwilę wznosimy toast pełen śmiechów i pisków, a po stuknięciu nasze napoje częściowo się rozlewają. Za pierwszą trasę Little Mix!
________________________________________________________________
I co? Rozdział po 10 dniach, niezły wynik :3 Za szybką notkę podziękujcie Paulinie Karolinie Marcelinie i Jagodzie, które chyba nakopały by mi do dupy, jeśli rozdziału by dzisiaj nie było. Brawa dla nich i zapraszam do odwiedzenia ich blogów: It Is Possible To Mistake Love And Hate oraz Fuck You.
A teraz małe coś ode mnie: Jeśli bedzie tu więcej komentarzy to postaram się dodawać rozdziały w krótszych odstępach czasowych :3 A więc wszystko w waszych rękach!
Niech moc będzie z wami,
Fay
Jesteś niesamowita!! Ta bójka, całe to spotkanie po prostu genialne! Nie mogę się doczekać nowego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńMega mega mega!! Jak jak uwielbiam te ich teksty i ogólnie całe to opowiadanie ;) chcę więcej xD
OdpowiedzUsuńEpickie! Mega epickie!!! genialne! po prostu nie do opisania! :D pisz, pisz i jak najszybciej dodawaj następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńKocham!!! O zbiorowy uścisk jakie to słodkie :*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Masz stałą czytelniczkę ^^
Genialne. Przynajmniej pod koniec znienawidzonej przeze mnie niedzieli mogłam przeczytać cudo. Ten rozdział poprawił mi humor. Och, aż nie wiem od czego zacząć. Leigh całkowicie rozwaliła system z mówiąc o tym, że dziewczyny śpiewają pod prysznicem 1D :D Uważam, że bójka to najlepsza część w rozdziale *-* :) Ach, i moje zaskoczenie kiedy pierwszą piosenką okazała się Hello Goodbye oczywiście miłe. :3 Szczerze mogę przyznać, że twój blog należy do moich ulubionych, a jest ich mało.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego,
Pozdrawiam serdecznie! ♥
Hahahahahahhahahah jezu HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH mistrzostwo :D Podoba mi sie tok myślenia Leigh. Biedny Andy :c rzal mi go trochę xD Walka Louisa i Jade świetna chociaż miałam nadzieje, że dziewczyna go trochę uszkodzi w ramach zemsty za to jak cie opierdzielał xD Ja juz sie postaram żeby było tyle komentarzy żebyś dodawała częściej notki... Wow i jeszcze zostałam wyróżniona za kopanie cie w tyłek tyle wygrać.... Staram sie napisac długi komentarz, bo takie są najfajniejsze xD i ten prestiż, że komentuje jako pierwsza :') czekam na kolejną notkę :)
OdpowiedzUsuńJagoda
Ups jednak nie dodaje pierwsza xdddd to smutne
UsuńC.U.D.O.W.N.I.E ;)
OdpowiedzUsuńKocham Cię, Katarzyno Adrianno Walerio <3
Chcę walnąć twórczy komentarz, ale oczywiście nie... Bo nie mam weny i będzie do dupy.
Ten rozdział zwalił mnie z nóg :D
Haha i użyłaś "Nie jedz tego"... KOCHAM CIĘ <3
Teraz będę musiała się streszczać z Summer Of '69... A nie umiem się do tego zabrać ;)
Haha, nie no nieważne <3
KOCHAM CIĘ!!!
Rozdział cudowny <3
BYWAJ!
PEACE!
Świetne!! Serio zwijałam się że śmiechu cały czas ! Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńMOJA DROGA I LENIWA KOLEŻANKO!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię LA (CIESZ SIĘ)
Szczegóły u mnie na blogu zapraszam :D
PS. jak się zaraz nie weźmiesz za ten rozdział to cię uduszę
Jagoda