sobota, 15 marca 2014

Rozdział 3

Biznesowa sciema i podwójny blef - czyli jak sprawiac dobre wrazenie, ze sie mysli


http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0 

          - Zaraz, zaraz, wy się znacie? - menadżer One Direction chyba nie był taki głupi na jakiego wyglądał, bo jednak coś zajarzył. O kurde, czyli zaraz wszystko wyjdzie na jaw i przez głupią wodę mineralną nie pojedziemy w trasę! Niech ktoś coś zrobi!
 - Nie, nie, my tylko... - Pezz zaczęła coś dukać. Matko boska, wszyscy święci i inny w sutannach tam na górze, miejcie nas w opiece, z tego nie wybrniemy!
- Po prostu Louis i Zayn są wielkimi fankami.. pfu, to znaczy fanami dziewczyn i... - zaczął ciemny blondyn, który sprawiał wrażenie najbardziej kompetentnego z nich wszystkich, lecz po chwili się zaciął i dokończył za niego blondynek o wesołym wyrazie twarzy:
- I nie mogą uwierzyć, że spotkali je na żywo. 
- Dokładnie. - wypalił ponownie ciemny blondyn, który jakoś uratował sytuację.
          Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem, patrząc na szatyna, który dosłownie mordował wzrokiem swoich kumpli. Mulat z kolei wyglądał jakby chciał w kogoś czymś rzucić, najlepiej czymś dużym i ciężkim, żeby odnieść pożądany skutek natychmiastowej śmierci bez żadnych wątpliwości. Cóż, osobiście uważam, że te psychopatyczne posunięcia automatycznie skreślają ich z listy naszych fanek.  
- Pezz i Jade też za wami przepadają - wtrąciła się Jesy, trzepocząc rzęsami jakby była nabuzowaną kofeiną damusią.
- Tak, uwielbiają One Direction. Nawet śpiewają pod prysznicem wasze piosenki! - o ile przeciwko wtrąceniu się Jesy nic nie miałam, to Leigh jak zwykle spaprała wszystko po całości. Miałam ochotę trzepnąć się otwartą ręką w czoło, a jeszcze bardziej owinąć moje ręce wokół szyi mulatki i wykonać szybki ruch w prawo, kręcą jej przy tym kark...
          Na szczęście obyło się bez dalszych uwielbień i mogliśmy spokojnie usiąść, ale miałam ochotę złapać jakąś butelkę z winem droższym niż cały dorobek mojego życia i rozbić ją centralnie na czubku tej, małej, pustej, niewdzięcznej, nieprzydatnej i wkurwiającej głowie Leigh za każdym razem, gdy widziałam jak któryś z tych idiotów śmieje się pod nosem, a antypatyczny koleś z publicznej toalety rzuca zażenowanym spojrzeniem z przekazem: Serio śpiewasz One Direction w kiblu? Serio? W tej chwili więc pochłonęło mnie bez reszty poszukiwanie po omacku pod stołem nogi mulatki by zadać jej zdradziecki cios prosto w piszczel. Gdy odnalazłam upragnioną nogę, wykonałam delikatny zamach i czubkiem szpilki trafiłam idealnie w mój cel. Patrzyłam teraz z niemałą satysfakcją prosto w twarz Leigh-Anne i czekałam jej mordkę wykrzywi grymas bólu. Z niemałym więc zdziwieniem zaobserwowałam, że osobą, której oczy zaszły łzami był Andy. Upsss... Nie moja wina że Leigh też ma owłosione nogi i musiałam ich pomylić! Próbowałam przekazać mu jakieś ciche przepraszam, ale kiedy z ruchu jego warg można było wyczytać tylko wyrzucane co chwile z siebie krótkie: Zapierdolę, zapierdolę... pomiędzy kolejnymi falami bólu to dałam sobie spokój. 
          - Eee.. Co...to... znaczy... Słucham? - wyrzuciłam szybko z siebie, starając się przejść do grzecznościowej formy, gdyż Pezz od dłuższego czasu dość mało dyskretnie szarpała mnie za ramię. Gdy odwróciłam się do przyjaciółki, ta tylko wskazała mi głową menadżera One Direction, który bodajże miał na imię Paul. 
- Właśnie was pytałem, miłe damy jaka jest wasza ulubiona piosenka One Direction. Skoro jesteście wielkimi fankami chłopców, musicie mieć jakąś swoją "faworytkę".
          Ze szczękną, którą jakiś dobroczynny człowiek mógłby zebrać z podłogi i wypisanym na twarzy Pomocy! Ratuj mnie! popatrzyłam na blondynkę, oczekując od niej jakiegoś błyskotliwego i szybkiego wyjścia z sytuacji. 
- Eee... osobiście myślę, że mają tyle świetnych piosenek, że..że.... - zaczęła składać zdanie Perrie, co zajmowało jej tyle czasu, że wypaliłam:
- Że to obraza dla tak świetnego zespołu, wybrać tylko jedną. - starałam się wyglądać przekonująco i przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, bo już mam przesrane na całej linii od Andy'ego za nieszczęsny faul w kość piszczelową. 
          Chyba wypadłyśmy naprawdę jak prawdziwe Directioners, bo Paul zadowolił się naszą odpowiedzi. Posłałyśmy więc sobie nawzajem zwycięskie uśmiechy - w końcu z nas niezłe mistrzynie improwizacji, nie? Tymczasem Paul, który powoli rozkręcał się przy kieliszku martini, postanowił teraz męczyć jakże "świetny" zespół o nazwie One Direction:
- I co chłopcy, jakie wrażenie robią na was dziewczyny na żywo?
          Przeprasza, człowieku, ale ile ty wypiłeś? Przecież siedzimy obok i słuchamy, a ta poza tym, to co to, do cholery przesłuchanie jakieś? 
- Eeee... na zdjęciu wyglądały inaczej, jakoś tak... - zaczął coś pieprzyć ten mulat. Cóż mogą sobie być najsławniejszym boysbandem na świecie, ale nie każdy może szczycić się mianem mistrza improwizacji!
- ...brzydziej? - podsunął mu szatyn, czyli w tak właściwie antypatyczny koleś z publicznej toalety, a we mnie się aż zagotowało.
          Boże, proszę daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to zabiję wszystkich dookoła.
- Widocznie zdjęcia nie oddają w pełni naszego piękna. - wysyczałam niczym zabójca, który powoli podkrada się do swojej ofiary by następnie jednym, szybkim ruchem zdradziecko ukręcić jej kark. 
- W każdym razie, to takie dowartościowujące, że jesteście naszymi fanami i chcieliście nas zobaczyć. - wtrąciła się Perrie, próbując mnie uspokoić jeżdżeniem swoją dłonią po mich plecach. Spokojnie Jade, już tyle wytrzymałaś, nie możesz teraz tego spieprzyć. 
- Tak, od dłuższego czasu ich marzeniem było spotkanie was, prawda Louis? - blondyn siedzący po prawej antypatycznego gościa z publicznej toalety objął swojego kolegę ramieniem i starał się powstrzymać napad śmiechu, który niepowstrzymanie wkradał się na jego pucołowatą mordkę. Cóż, nie dziwię się, bo gdy ja zobaczyłam minę szatyna, musiałam schować twarz - co swoją drogą było jedną z najmądrzejszych decyzji tego dnia, bo w końcu kto by chciał taką mordę oglądać? - w włosy Pezz, by nie zacząć wydawać z siebie dźwięków torturowanej przed śmiercią świni (tak, moi kochani, czyli potocznie mówiąc nie zacząć się śmiać). 
- To... to takie słodkie kiedy macie marzenia! - wypaliła nagle Leigh, która o dziwo przez dłuższy czas starała się być cicho, bo wiadomo, że jak coś palnie, to niekoniecznie jest to godne poziomowi inteligencji jakiegoś innego przedmiotu niż kartofla... bez obrazy dla ziemniaków oczywiście. Nie, ależ skąd nie mam nic do tego szlachetnego pożywienia które wyżywia całą ludzkość, nawet jeśli ma taką debilną nazwę jak pyry. 
- Jade, masz może chusteczkę? - zapytała lekko drżącym głosem Jesy, a gdy napotkała mój pytający wzrok dodała - No co, Leigh mnie wzruszyła!
          Po podaniu paczki chusteczek higienicznych, droższych o jakieś kilka pensów od normalnych, bowiem miały miętowy zapach - owe opakowanie zachowało się z czasów, gdy Pezz opracowała podryw na atak astmy i uznała, że potrzebne jej do tego chusteczki o uwodzicielskim zapachu - mogłam oglądać jak Jesy, a później również Leigh wycierają sobie łzawiące oczy, gdyż tak poruszyła je myśl, że czyimkolwiek marzeniem było zobaczenie właśnie nas, Little Mix w pełnej krasie. Po chwili zwieńczyły tą teatralną szopkę głośnym wysmarkaniem nosa, tak iż zwróciły na siebie uwagę kilku gości owej drogiej restauracji, w której dane nam było przebywać.
           - Wiedziałem, że to będzie dobry wybór, wiedziałem! - obwieścił niespodziewanie Paul, który chyba lekko przesadził z jakże niezwykle drogim trunkiem, którego skosztowanie nie dane było nam, zwykłym biednym śmiertelniczkom z Little Mix. - Macie talent wokalny, słuchacie One Direction i jeszcze w dodatku jesteście przeurocze! - tutaj popatrzył na Jesy i Leigh, które jeszcze wciąż miały lekko zaczerwienione oczy i teraz uśmiechały się delikatnie, słysząc nagłe i wylewne komplementy ze strony menadżera przeciwnego zespołu. - Andy, gdzie ty znalazłeś takie żywe złotka?
          Andy musiał przerwać chwilowe użalanie się nad sobą i swoją obolałą nogą i jego twarz, okazująca do tej pory morze bólu, które bez wątpienia odczuwał po stanowczym, aczkolwiek dyskretnym posunięciu z mojej strony nagle rozjaśniła się w szerokim i bez wątpienia sztucznym uśmiechu. 
- Wiesz, stary od razu wiedziałem, że mają predyspozycje, tylko na nie popatrz! Scena je kocha!
          Natychmiast, jakby czytając sobie w myślach wymieniłyśmy się z Pezz spojrzeniami mówiącymi: Kiedyś w odpowiedniej chwili przypomnimy mu o naszych predyspozycjach, oj tak... Cóż, w końcu nie codziennie słyszymy od niego coś innego oprócz: Doprowadzicie mnie do bankructwa! albo Co do cholery, w stodole was chowali?! lub jego ulubionego Jesteście moją największą pedagogiczną porażką. Jak nagła możliwość wzbogacenia się potrafi zmienić zdanie człowieka, prawda?
- Andy, wiesz co, wyjdźmy na chwilę, muszę zamienić z tobą słówko w cztery oczy.- powiedział Paul, nagle przechodząc na dość poważny ton. Ups... więc może te wszystkie pochwały to była tylko biznesowa ściema, a teraz nagle powie Andy'emu, że naprawdę zachowujemy się jakby nas w stodole chowali i naprawdę nie nadajemy się na coś szerszego niż koncertowanie po barach? Widziałam, że reszta dziewczyn też nagle pobladła, ale dalej starają się delikatnie uśmiechać i trzepotać zalotnie rzęsami. Za to szatyn i mulat, którzy z tego co wynika z moich zasłyszanych informacji mają na imię Louis i Zayn mieli miny jakby właśnie zbliżały się ich urodziny, albo Paul zaczął rozdawać cukierki w imieniu świętego Mikołaja. 
          Czuję w kościach, że to nie świadczy nic dobrego.

 ________________________________________________

  http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0 
          Kobiet nigdy nie zrozumiesz. A w szczególności takich czterech antypatycznych idiotek z inteligencją zepsutego tostera, które właśnie siedziały naprzeciwko nas. 
          Nawet kiedy jeszcze byłem z Eleanor - znaczy się z jadowitym zdrajcom, oczywiście - nie rozumiałem w kobietach wielu rzeczy. Dlaczego chodzą parami do toalety? Dlaczego w ich małych, pustych głowach rodzi się chęć do zapisywania swoich żali w pamiętniku, a nie powiedzenia ich komuś innemu? Co takiego ciekawego widzą w telenowelach? Dlaczego kiedy powie się im, że coś podkreśla ich kształty to wrzeszczą, że sugeruję, że są grube?
          Jak mawiał klasyk: Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Szczególnie jeśli chodzi o kwestię chodzenia parami do toalety.
          Patrzyłem więc spode łba podejrzliwym spojrzeniem na blondynkę z pudrowo-różowymi końcówkami i zafarbowaną na wyzywający odcień niebieskiego dziewczynę, które spotkaliśmy tamtego pamiętnego dnia w centrum handlowym, kiedy one oznajmiły że muszą wyjść za potrzebą. Zayn chyba podzielał moje zdanie, bo również przypatrywał im się wzrokiem mówiącym: Czy skorzystanie z toalety to tak trudna czynność, że potrzebne są do tego dwie osoby?
          Gdy za drzwiami restauracji zniknęli obaj menadżerowie, a dwie główne intrygantki także oddaliły się od stolika, pomiędzy naszą pozostałą siódemką zapadła dość niezręczna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu skrobaniem łyżki w dno talerza przez Horana, albo drapaniem się w głowę Hazzy, które brzmiało wyjątkowo głośno w tej grobowej atmosferze.
          Nagłe pacnięcie ręki o rękę zaskoczyło nas wszystkich i automatycznie cała uwaga skupiła się na mulatce, która była sprawcą tego nagłego dźwięku. Wzięła ona głęboki wdech i wyrzuciła z siebie potok słów na jednym wydechu:
- Wiecie, fascynuje mnie ten moment, w którym zabijając muchę, traci ona życie, jej świadomość, mimo że taka prymitywna w jednej chwili przestaje istnieć i to za moją sprawą... Też tak macie?
- Nie. - odparł lakoniczne Niall wpatrując się w nią, wciąż nie do końca rozumiejąc o co dokładnie go zapytano. Mulatka pokręciła głową z niemałym zawodem:
- Jesteście tacy przyziemni. 
          W tej chwili jednak rozległ się głośny śmiech, świadczący o przybyciu Tych Które Nie Potrafią Zachowywać Się Publicznie.
- I oni mieli w klasie taką grubą koleżankę i ona była też agresywna.
- I co?
- Wyśmiewali się z niej, a ona się wkurzyła, chwyciła krzesło i chciała nim w kogoś rzucić!
- ...I?
- Ktoś krzyknął: "Nie, nie jedz tego!"
- ...Brzydko...
- No...
          Z tego co wynika z moich podsłuchanych informacji blondynka to Perrie, a niebieskowłosa to Jade. W każdym razie, chrzanić imiona te dwie rozbestwione lalunie zajęły swoje miejsca, kończąc tym samym rozmowę o agresywnej koleżance. Jęknąłem cicho, bo miałem nadzieję, że pobędą w tej toalecie trochę dłużej.
- Mówiłeś coś, złotko? - Jade, czyli jędza-wariatka, która bez skrupułów wylewa wodę na głowę przypadkowym przechodniom, oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Mój przyjaciel chciał dyskretnie wyrazić swoje ubolewanie, że musi przebywać w jednym pomieszczeniu z takimi zepsutymi smarkulami. - Zayn chyba stracił cierpliwość, bo zaczął naśladować przesłodzony i irytujący ton niebieskowłosej. - A jako kulturalny człowiek postanowił wam tego nie mówić, tyko delikatnie odchrząknąć, byście same zajarzyły, że coś jest nie tak. - ciągnął dalej i już myślałem, że skończył swoją przemowę - która swoją drogą była jedną z najlepszych jakie wygłosił - ale postanowił jeszcze coś dodać - Widocznie na to też jesteście za głupie.
- To dziwne że twój przyjaciel wie tyle o kulturze, bo kiedy bezwstydnie nokautuje ludzi w publicznej toalecie to nawet nie stać go na zwykłe przepraszam.
          Tego było już za wiele. Wstałem, a naprzeciwko mnie z siedzenia poderwała się Jade i oboje nachyliliśmy się nad stołem i niemalże stykając się czołami zaczęliśmy rzucać sobie mordercze spojrzenia. Z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że jestem od niej minimalnie wyższy i mogę spoglądać na nią z góry.
- Strach cię obleciał, krasnoludku? - zakpiłem z jej nikłego wzrostu i tak już wspomaganego przez szpilki.
- Powiedz tak do mnie jeszcze raz, ty zepsuty tosterze, a... - zaczęła się odgrażać, ale przerwałem jej zażenowanym tonem:
- Co mi zrobisz krasnalu?
          Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jade nie tracąc czasu na obchodzenie stołu, po prostu przez niego przeskoczyła i zaczęła okładać mnie gdzie popadnie swoimi łapskami. Chciałem powiedzieć jej coś w stylu: Uważaj, bo połamiesz paznokietki laluniu, ale nie miałem okazji, bo nic nie widziałem przez latające bez przerwy przed moimi oczami ręce. Na oślep złapałem coś kudłatego, co okazało się włosami Jade i zacząłem bez skrupułów ciągnąć za nie i od czasu, do czasu wyrywać. Wtedy poczułem ból w prawym ramieniu, bo niebieskowłosa najprawdopodobniej mnie ugryzła. Na domiar wszystkiego do plątaniny rąk i nóg dołączyli Zayn i Perrie, którzy zaczęli ciągnąć nas w dwie różne strony, by rozdzielić naszą dwójkę.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem podniesiony głos Paula. Świetnie, wszyscy mamy przesrane.
- Iiii... Uśmiech! - zakrzyknął Liam, po czym oślepił nas... błysk flesza? - Po prostu Jade, Perrie , Zayn i Louis, jako że są swoimi największymi fanami postanowili zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie!
- W pamiątkowym uścisku! - dodał Niall.
          Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jeśli nie wrzeszczymy i nie wymachujemy rękoma, czyli w skrócie nie zachowujemy się jak banda rozwrzeszczanych małpiszonów, to faktycznie wygląda jakbyśmy robili zbiorowego misia, a ja... obejmowałbym Jade? Szybko odsunąłem się od niebieskowłosej, jakby co najmniej była trędowata.
- To wspaniale, ale nie musieliście, bo już niedługo będziecie widywać się codziennie! - nie, nie, nie, kurwa nie, on nie może mi tego zrobić! - Dziewczyny, oficjalnie jedziecie w trasę jako support One Direction!

_________________________________________________

 http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0 
          Tak! Mówiłam już, że jesteśmy mistrzyniami improwizacji? Ludzie, chyba popadłam w samouwielbienie! Nie dość,  że bójka z wielkimi osobistościami jakimi przecież są ci dwaj idioci uszła nam na sucho, to jeszcze jedziemy w trasę! Hollywood, oto nadchodzę!
- Och, to tak miło z pana strony!
- Zobaczy pan, wszystko co z nami związane jest takie pozytywne!
- Oczywiście oprócz testów na narkotyki, one są negatywne!
- Jesteśmy dozgonnie wdzięczne!
          Świergotałyśmy jedna, przez drugą, otaczając Paula i zasypując go naszym słowotokiem, który widocznie wprawił go w dobry nastrój, bo wyglądał na rozbawionego. Kontem oka zauważyłam szczerzącego się Andy'ego - ja na jego miejscu bym się tak nie cieszyła, w końcu teraz będzie musiał postawić każdej z nas shake'a, a ja dopilnuję żeby to były te najdroższe. Potem nastąpiło szybkie pożegnanie, bo zarówno menadżer, jak i sławny zespół gdzieś się spieszyli i po chwili zostałyśmy tylko w piątkę na londyńskiej ulicy.
- Dziewczyny, byłyście świetne! - taa, czyli on też kupił kit z pamiątkową focią - A teraz szybko łapiemy taksówkę i ...
- Zaraz, zaraz! - zawołała oburzona Jesy, która czego, jak czego ale darmowego shake'a pilnowała bardzo skutecznie. - Teraz zabierasz nas do Milkshake City!
- Dokładnie - wtrąciła Pezz, z szerokim uśmiechem. - O zobacz, akurat się nie nachodzimy, bo jest za rogiem!
          Po chwili przekroczyliśmy próg zatłoczonego lokalu i zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku, zamówienie shake'ów pozostawiając Leigh, która zniknęła w tłumie razem z portfelem naszego menadżera w ręku.
- Nooo wiesz Andy, nie spodziewałyśmy się od ciebie tyleeee dobrego - zaczęła Pezz, specjalnie przeciągając co drugie słowo.
- Właśnie, właśnie jak to szło? Mamy predyspozycje? Scena nas kocha? - dopytywałam się z głupawym uśmieszkiem.
- No wiecie, tylko biznesowa ściema. Przecież gdybym mu powiedział, że jesteście beznadziejne, to by was nie wziął, więc pamiętajcie, komu to zawdzięczacie. - Andy dumnie wypiął pierś, a my w trójkę parsknęłyśmy śmiechem.
- Dziewczyny, dziewczyny patrzcie i podziwiajcie! - usłyszałyśmy radosny głos Leigh-Ann i po chwili na stoliku wylądowało pięć różowych shake'ów z ... podobiznami One Direction?!
- Czyś ty się szaleju po drodze napiła? - wypaliłam, mrugając z niedowierzaniem oczami.
- Jade, myślałam, że taka wielka fanka jak ty z chęcią wypije jednokierunkowego shake'a. - zaśmiała się mulatka i po chwili dodała - Żartowałam, po prostu one były najdroższe!
          Na to Andy oczywiście zbladł i zaczął wyrzucać Leigh, że jest nieodpowiedzialna i wpędzi go do grobu, a mulatka odparowała, że niedługo jako słynna gwiazda wyjdzie za mąż za milionera i wtedy z chęcią fundnie mu porządny pogrzeb, bo na dzisiejszy dzień to chyba musieliby spuścić jego zwłoki do Tamizy.
- Taaak... mieć bogatego męża i chodzić na zakupy z jego kartą kredytową... - westchnęła Pezz - To jest coś...
- Dziewczyny, jesteście puste i niewiarygodnie powierzchowne. - zebrałam się pod boki przybierając wyniosłą minę, ale po chwili wybuchnęłam śmiechem. - Jestem z was taka dumna!
          Po chwilę wznosimy toast pełen śmiechów i pisków, a po stuknięciu nasze napoje częściowo się rozlewają. Za pierwszą trasę Little Mix!

 ________________________________________________________________

 I co? Rozdział po 10 dniach, niezły wynik :3 Za szybką notkę podziękujcie Paulinie Karolinie Marcelinie i Jagodzie, które chyba nakopały by mi do dupy, jeśli rozdziału by dzisiaj nie było. Brawa dla nich i zapraszam do odwiedzenia ich blogów: It Is Possible To Mistake Love And Hate oraz Fuck You
A teraz małe coś ode mnie: Jeśli bedzie tu więcej komentarzy to postaram się dodawać rozdziały w krótszych odstępach czasowych :3 A więc wszystko w waszych rękach!
Niech moc będzie z wami,
Fay

     


          

 

środa, 5 marca 2014

Rozdział 2

Czysta ekonomia - czyli jak oszczedzac za zycia, by zostało ci na pogrzeb po smierci 

 

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0

          - Don't matter what you say it won't hurt me! Don't matter if I fall from the sky! These wings are made to flyyyyyy! - Leigh zakończyła właśnie refren naszego pierwszego singla z debiutanckiego albumu, długim i przeciągłym fałszem, w odpowiedzi na który Perrie podskoczyła, upuszczając wszystkie torby z zakupami znajdujące się w jej rękach i teraz rozglądała się za tym zarzynanym kotem, który musiał jakoś niepostrzeżenie przedrzeć się do mieszkania i teraz sieje spustoszenie. Jednak moja blond przyjaciółka miała chodź w połowie rację, bo Leigh faktycznie siała spustoszenie w kuchni, rozsypując po całej podłodze musli i rodzynki, w myśl genialnego planu ekonomicznego autorstwa za pewne przyszłych noblistek i absolwentek Harvardu - a sarkazm na sarkazmie pogania - Jade Thirlwall i Perrie Edwards. Nie dajcie się zwieść - to nie jest genialne, ale tym sposobem zaoszczędzasz jakiegoś funta na paczce musli i stać cię na wyrzutnię confetti. Błagam, nie pytajcie się po co nam wyrzutnia confetti - jak wymyślę, to będziecie pierwszymi osobami, którym to powiem, okey? 
          A wracając do musli - po co kupować dwie paczki, jednego specjalnego musli bez rodzynek, ponieważ Leigh-Anne ich nie cierpi i drugiego specjalnego musli z dużą ilością rodzynek, bo Jesy je je nawet przez sen? Oczywiście nie muszę tłumaczyć tego prostego rachunku prawdopodobieństwa specjalne = droższe? Wystarczy kupić dwie paczki tańszego, zwykłego musli i przełożyć rodzynki z jednego do drugiego - co właśnie robi w dość niekompetentny sposób Leigh - i tym sposobem ta-dam! Uzyskamy musli bez rodzynek i musli z dużą ilością rodzynek po cenie zwykłego musli! Czysta ekonomia!
          A teraz może zacznijmy wszystko od początku - ja i Pezz, wraz z naszymi zakupami składającymi się z ubrań, które mogły by uszczęśliwić co najmniej parę teatrów znajdujemy się właśnie w mieszkaniu Leigh i Jesy, które mają nieszczęście tkwić z nami w tym gównie, nazywanym zespołem. Ponieważ nie oszukujmy się, nasze wynagrodzenie nie jest zbyt wysokie, a mieszkania w Londynie cholernie drogie, to mieszkamy parami - my geniusze rodem z Harvardu ze sobą, a dziewczyny razem. Teraz doszłyśmy właśnie do momenty kulminacyjnego - Przymierzaj wszystko, przecież muszę cię w tym zobaczyć! I tym sposobem Leigh odstawia niezły teatr w kuchni, próbując rozdzielać musli od rodzynek, Jesy w piżamie siedzi na niepościelonym łóżku z kubkiem kawy w ręce i od czasu do czasu rzuca motywujące komentarze w stylu Wiesz, podziwiam cię... Z samego rana ubierasz się w to, patrzysz w lustro i chce ci się żyć? albo Hmm.. ni to ładne, ni to stylowe... Ale do twarzy Ci pasuje!, a ja z Perrie na zmianę chodzimy krokiem Naomi Campbell po pokoju prezentując każdy fatałaszek, który kupiłyśmy. Ponieważ, jak już wspomniałam ciuchów jest tyle, że mogłybyśmy z powodzeniem rozpocząć uszczęśliwianie równie ubogich jak my teatrów, to nim skończyłyśmy do naszego komentatora dosiadła się Leigh, która widocznie uporała się z kuchnią. Zaraz, zaraz, co ja mówię, mała poprawka - do naszego komentatora dosiadła się Leigh, która zrobiła w kuchni totalny rozpierdol i teraz przyszła do nas, udając, że nic się nie stało i czekając, aż zdarzy się cud i bajzel zniknie, albo ktoś pójdzie to za nią posprzątać.
          Gdy skończyłyśmy mini pokaz naszych nowych zdobyczy, wszystkie rozwaliłyśmy się na łóżku - które swoją drogą było jednoosobowe - przybierając najróżniejsze i jak najmniej wygodne pozycje.
- Cooooo robimy? - zapytała Leigh, przeciągle przy tym ziewając.
- Dziewczyny, teraz nareszcie mamy czas tylko dla siebie! - zawołała pełna entuzjazmu Pezz, jednak nie minęły dwie minuty, kiedy blondynka zaczęła marudzić:
- Taaak strasznie mi się się nudziiii....
- A może to dobrze? Wiesz Pezz, my chyba mamy na dzisiaj dość wrażeń. - odpowiedziałam i popatrzyłam znacząco na przyjaciółkę, po czym obie zaczęłyśmy się chichrać jak idiotki.
- Oooooo coooo chodzi? -  zapytała przeciągle nie do końca jeszcze rozbudzona Leigh, spadając przy tym z owego nieszczęsnego jednoosobowego łóżka, które posłużyło nam za kanapę.
- Jade miała dzisiaj bliższe spotkanie z najsławniejszym boysbandem świata - wydusiła z siebie blondynka pomiędzy salwami śmiechu, a po chwili usłyszałyśmy wycie Leigh z podłogi:
- You dont't know oh-oh! You don't know you beautifull! Oh-oh-oh, that's what makes you beautifuuulllll!
- I co? Trzeba było wziąć autograf, to byśmy sprzedały i jeszcze się dorobiły! - w Jesy obudził się instynkt przedsiębiorczości. Kurde, to nie taki zły pomysł - a przynajmniej na pewno lepszy niż jeden funt na paczce musli.
- Wątpię, żeby po naszym bliższym spotkaniu dali mi cokolwiek innego niż kopa w du... znaczy się w duży mięsień pośladkowy.
- Jade, jesteś taka nie ekonomiczna! Trzeba było myśleć o tym, że postawiłabyś nam wszystkim obiad i nie musiałybyśmy jeść tych kulinarnych wybryków Leigh! - stwierdziła z powagą Jesy, na co wszystkie trzy, oprócz obrażonej Leigh, która pokazała nam język wybuchłyśmy śmiechem. No co, jeśli chcesz jakichkolwiek doznań smakowych to spróbuj kuchni mulatki, a na pewno najdzie cię ochota na zwyczajną, rutynową kuchnię twojej mamusi. Co, jak co, ale w tej sprawie po prostu nie potrafię kłamać, bo moje własne kupki smakowe ucierpiały zbyt wiele razy.
- Waaal się, następnym razem ty gotujesz! - prychnęła Leigh. - Jade, a ty się przyznaj, co im powiedziałaś?
- W sumie za dużo to im nie powiedziałam... - zaczęłam się tłumaczyć, ale przerwała mi Pezz wybuchając równocześnie śmiechem na wspomnienie dzisiejszego poranka:
- Po prostu wylała jednemu z nich zawartość butelki z wodą mineralną na głowę.
          Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw dziewczyny wytrzeszczały na mnie oczy, a blondynka tarzała się po podłodze, śmiejąc się jak... no właśnie nawet nie ma takiego słowa na określenie jej zachowania. Później Jesy i Leigh też zaczęły się śmiać, mulatka pobiegła po jakiś bliżej niezidentyfikowany trunek z okrzykiem Trzeba to oblać! Trzeba to oblać! a Jesy chyba pierwszy raz tego dnia podniosła się z łóżka, by włączyć radio z jedynym egzemplarzem naszej płyty w środku, na który musiałyśmy się złożyć w cztery. Pezz gdy usłyszała muzykę nie podnosząc się z podłogi zaczęła wyć naszą piosenkę, a ja po chwili nieświadomie do niej dołączyłam.
- I'm a little bit love drunk. Ever get the feeling where you're miles away. Everybody's looking at me walking, stumbling. Hardly talking, mumbling, going red in the face. Promise I've been drinkin' only lemonade, it's all I take. My heart's just on one about someone. And I'm a little bit love drunk!
           Właściwie, to do końca nie wiem, co oblewamy, ale co z tego? Ostatnio odkryłam, że dla biednych, zrujnowanych ludzi każda pierwsza-lepsza okazja żeby się upić jest po prostu dobrą okazją. Wtedy oblewałyśmy kupienie nowej kanapy do mieszkania mojego i Pezz, i przynajmniej wiedziałam o co chodzi. No, ale trudno, w końcu każda okazja, jest dobrą okazją.
           Kiedy więc Leigh wpadła z powrotem do pokoju, trzymając w ręku pokaźnych rozmiarów butelkę nie było to dla nas nic nowego. Ej, czy to nie zabawne, że narzekamy, że nigdy nie mamy pieniędzy, płacimy za lakier do paznokci kartą i jest odmowa, a alkohol jakoś zawsze się znajdzie?
- Kogo to moje piękne oczy widzą. - wypaliła Leigh, a jak rozejrzałam się lekko zdezorientowana po pokoju. Oparty o drzwi, stał nasz menadżer, Andy, a jego mina wyrażała a wszystkie możliwe sposoby zażenowanie.
- Z tymi pięknymi to bym nie przesadzał. - odparł zgryźliwie. Cóż, ostatnio nie dogadywałyśmy się zbyt dobrze z Andym. Dlaczego? A to z prostej sprawy. Nam nie powodziło się dobrze - on także klepał biedę. My byłyśmy spłukane - Andy wywracał puste kieszenie na drugą stronę i wypadały z nich w najlepszym wypadku agrafki. Tak więc każde z nas gardziło pozostałym w mniemaniu, że jest nieopłacalne.
- A wy, małe, nieopłacalne pijaczki patrzcie i podziwiajcie geniusz waszego menażera, dzięki któremu ten zespół jeszcze jakoś się trzyma. - widząc nasze totalnie zszokowane spojrzenia i ogłupiałe miny dodał po chwili małe sprostowanie - Załatwiłem wam trasę koncertową!
          Zaczęłyśmy cieszyć się jak wariatki, które właśnie ukazują światu swe kroki tańca zwycięstwa, po tym jak udało im się zbiec z psychiatryka. Ja z Pezz momentalnie podniosłyśmy się z podłogi i zaczęłyśmy wykonywać serię bliżej nieznanych nikomu ruchów, wykrzykując jakiś hymn o miłości do własnej genialności, Leigh pociągnęła sobie łyka owego tajemniczego trunku z gwinta, a Jesy wykrzyczała:
- Dobrze mówi, polać mu! Dziewczyny, teraz musimy to podwójnie oblać!
          Spotkało się to z naszym jeszcze większym entuzjazmem. Trasa koncertowa, rozumiecie to? Ludziska, jedziemy w trasę! Zaczyna się sława, pieniądze, wielka kariera, szał ciał i zmysłów upojenie!
- Nie będzie tu żadnego chlania na umów, Nelson. A ty, Pinnock odłóż tą butelkę. Jutro rano mamy spotkanie z zespołem, który supportujecie w trasie i z jego menadżerem, bo chyba nie myślałyście że ktokolwiek będzie chciał wam zrobić samodzielną trasę. Nie wiem dlaczego Bóg mnie tak pokarał, ale muszę zabrać was ze sobą i jak mi któraś będzie na kacu to... - w tym momencie charakterystycznie przejechał palcem po swojej szyi, dając nam tym samym do zrozumienia, że picie tego wieczoru wcale nie skończy się dobrze. Pokiwałyśmy więc głowami, niczym potulne baranki, albo jak dzieci, które coś spsociły i obiecują mamie, że już więcej nie będą.
- W każdym razie, mówiłem już, że jestem genialny? - kontynuował swój wywód Andy - Macie trasę z tak znanym zespołem, że nie ważne, jak bardzo wszystko spierdolicie, bo nie warto oczekiwać, że zrobicie cokolwiek dobrze i czy będziecie tak beznadziejne jak zwykle - ludzie i tak przyjdą was posłuchać, żeby potem być na koncercie tego drugiego zespołu!
- Taak, niezwykle zabawne i motywujące - przerwałam mu dalsze wychwalanie jego geniuszu - A jak nazywa się ten zespół, który ma to szczęście i może jechać z nami w trasę?
- Szczęście to wy macie, że ich support zrezygnował i prawdopodobnie udało mi się wcisnąć was na ich miejsce... prawdopodobnie bo jeśli jutro na spotkaniu biznesowym zachowacie się jak niekulturalne, bezmózgie wieprze to raczej nic z tego! Ale przynajmniej pewne jest to, że jak już pojedziecie, to na koncertach będziecie miały tłumy fanek, chociaż wcale nie waszych i wcale nie dlatego, że potraficie śpiewać - po prostu jedziecie w trasę z One Direction!
          Leigh momentalnie upuściła butelkę niezidentyfikowanego napoju ze sporą zawartością procentową, która roztrzaskała się na podłodze, powodując tym samym, że mulatka oprócz burdelu w kuchni, zrobiła jeszcze burdel w sypialni.
- Nie pierdol.

_________________________________________________

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0
          Obudziłam się, czują się jak wrak człowieka i na ślepo zdjęłam budzik z szafki nocnej by sprawdzić godzinę. Siódma piętnaście?! Dlaczego ja w ogóle wstaję tak szybko, skoro dzisiaj nie ma wyprzedaży? A, no tak przecież musimy ruszyć du... że mięśnie pośladkowe (Ha, pewnie już myśleliście, że powiem brzydko, co? Niedoczekanie, dzisiaj jestem wzorem kultury!) na nasze spotkanie biznesowe. Szczerze mówiąc, to na żadnym jeszcze nie byłam... jak to właściwie jest? Nie no, Jade geniuszu, ale masz mózg, oni na pewno już byli w trasie z super-sławnym boysbandem, który znają wszyscy, zaczynając od młodszej siostry, która za nimi szaleje, przechodząc na babcię, której przypominają się lata młodości, a kończąc na hydrauliku, który śpiewa: Nie wiesz, że jesteś piękna! do zepsutego kranu i teraz powiedzą ci jak to jest. A tak serio, to była może któraś z was kiedyś? Ratunku, ja na pewno się zbłaźnię, a jedynym pocieszeniem jest to, że nie będę jedyna, bo mogę się założyć, że dziewczyny nie będą lepsze. Czyli to będzie porażka na całej linii.
          Zwlekłam swoje zwłoki z łóżka i poczłapałam do kuchni gdzie czekały już dziewczyny. Ponieważ z Perrie nakupiłyśmy wystarczająco ciuchów by przechodzić w nich co najmniej miesiąc, mogłyśmy spokojnie zostać u dziewczyn na noc i teraz wszyscy już wstali z wyjątkiem mnie. Ha, czyli zaczynamy dzień jak zwykle!
          Wmaszerowałam do kuchni i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Jesy popatrzyła na mnie jakbym właśnie wytatuowała sobie coś na środku czoła, a Pezz wyrwało się ciche: Matko Boska, wszyscy święci... Leigh z początku stała tyłem do mnie, próbując coś upichcić na kuchence gazowej, ale gdy się odwróciła, momentalnie wypuściła to co trzymała w rękach.
- Co się do jasnej cholery dzieje? - zapytałam. Ups, no i złamałam zasadę, że dzisiaj będę się grzecznie odzywać.
- Nic, nic. - odparła szybko mulatka, odwracając się z powrotem w stronę kuchenki gazowe, która nagle nabrała jakiegoś wyjątkowo interesującego charakteru, a Pezz szybko dodała:
- Po prostu cieszymy się, że cię widzimy.
- Dooobra... Idę do łazienki, muszę się zobaczyć w lustrze. - stwierdziłam i już wiedziałam, że chodzi o mój wygląd, bo Jesy zerwała się przewracając krzesło i krzycząc pobiegła do łazienki:
- Nie, nie! Wiesz ja muszę szybko za... potrzebą! Właśnie zaraz mi poleci po nogach! Muszę za potrzebą!
Po chwili usłyszałyśmy tylko trzask zamykanych w pośpiechu drzwi. To stało się jeszcze bardziej podejrzane.
- Pezz, daj mi swoje lusterko - wyciągnęłam rękę w stronę blondynki. Wiedziałam, że ma małe lusterko w kosmetyczce, którą nałogowo nosi blisko siebie, w razie wypadku, gdyby się rozmazała.
- Oł, lusterko, bo widzisz ja je... zbiłam! Tak zbiłam je! Kochana, po co patrzeć w lustro z samego rana? Lepiej mnie przytul na pocieszenie, bo przecież mam siedem lat nieszczęścia! - wykrzyknęła po czym uwiesiła mi się na szyi, udając, że szlocha w moje ramię z nieszczęścia. Kurwa, co się w tym domu do cholery dzieje?
- Pezz, ogarnij się, bo chyba ci lakier do włosów mózg przeżarł i mów mi w końcu co do jasnej ciasnej mam na twarzy!
Blondynka bez słowa wyciągnęła małe, kieszonkowe lusterko z tylnej kieszeni spodni i podała mi je.Ha, wiedziałam, że musi je mieć przy sobie, bo by nie wytrzymała!
- Jade, pamiętaj, że bez względu co tam zobaczysz, jesteśmy z tobą...
          W następnej chwili upuściłam lusterko, które rozbiło się na kilka części na podłodze. To co tam zobaczyłam, przebiło wszelkie moje oczekiwania. I uwierzcie lub nie, ale myślenie o siedmiu latach nieszczęścia to była ostatnia rzecz, którą chciałam teraz zrobić. Na pierwszym miejscu było zdecydowanie owinięcie moich rąk w okół szyi bezczelnego typa z publicznej toalety w centrum handlowym.
          Na połowie mojej twarzy, znajdowała się bowiem wielka, sina plama, upodabniając lewą część mojej głowy do dojrzałej śliwki. Pięknie i jak ja teraz wyjdę do ludzi?
          Po chwili z toalety przyszła Jesy, Leigh porzuciła kuchenne rewolucje i na owym jednoosobowym łóżku zebrałyśmy nadzwyczajne posiedzenie grupy antypatycznych jędz-wariatek, czyli w skrócie Little Mix.
- Dziewczyny, dziś są wyjątkowe okoliczności. Mamy okazję pojechać w trasę - zaczęła najrozsądniejsza z nas, Jesy przyjmując niezwykle uroczysty ton głosu. - Jednak mamy też okazję wszystko spieprzyć. Co robimy?
- Oni nie mogą was rozpoznać. - stwierdziła Leigh. - Wtedy pożegnamy się z trasą.
Wszystkie pokiwałyśmy głowami na znak, że rozumiemy a Pezz zaczęła się zastanawiać na głos:
- No dobra, ale jak to zrobimy? Przecież nie zrobimy sobie operacji plastycznej twarzy w... - tutaj spojrzała na zegarek. - O kurwa, tylko niecałe cztery godziny! A tak poza tym sorry drogie panie, ale nie stać nas na to.
Zaczęłyśmy więc burzę mózgów, by wymyślić jakikolwiek plan działania.
- Nie Leigh, kiepski pomysł. - przerwała ciszę Jesy, gdy mulatka przystawiła sobie pod nos sztuczne, doklejane wąsy. A swoją drogą, to skąd one się wzięły w naszym mieszkaniu? - A może by tak... Mam! - zakrzyknęła ponownie ciemna blondynka.Automatycznie wszystkie wyczekujące spojrzenia zwróciły się na nią.
- Wczoraj wyglądałyście tak okropnie, że gdyby ja na waszym miejscu popatrzyła w lustro, to naprawdę nie wyszłabym z domu. Więc jeśli dzisiaj zrobimy was na bóstwo, to naprawdę nikt was nie pozna!
- Jak niby chcesz ze mnie zrobić bóstwo z tym sinym plackiem na mordzie! - zakrzyknęłam, puszczając koło uszu fakt, że Jesy po raz kolejny powiedziała nam, że wyglądamy jak siedem nieszczęść.
- Fluid, puder i umiejętności kosmetyczne Jessiki Louisy Nelson zdziałają cuda, kochana.

_________________________________________________

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0
          Wysiadając z taksówki jeszcze raz szybko przyjrzałam się swojemu odbiciu w jej oknie nerwowo poprawiłam swoje włosy, które swoją drogą po wizycie u super stylistki Jessiki Nelson nabrały odważnego odcieniu niebieskiej akwareli, a ubarwienie fryzury mojej przyjaciółki nabrało delikatnego różu.           
          Ale swoją drogą makijaż wyszedł jej doskonale, mimo iż robiła komukolwiek make-up po raz pierwszy - do czego przyznała się oczywiście dopiero po skończonej robocie. Dzięki bogu, ani na Pezz, ani na mnie nie wyszedł jej efekt maski bo inaczej nie doszłaby w tym życiu na to spotkanie. Najpierw byśmy ją zabiły, potem trzymały przez tydzień w ciemnym pomieszczeniu tylko o chlebie i wodzie, a potem byśmy... ją zabiły? No jakoś tak to szło.
          Wszystkie postanowiłyśmy sprawiać wrażenie grzecznych dziewczynek, więc każda z nas miała na sobie sukienkę, co upodabniało nas do księżniczek z bajek Disneya i oczywiście kilkunastu centymetrowe szpilki, ponieważ wszystkie miałyśmy obsesję na punkcie tego, że jesteśmy za niskie. No przecież nie będą jacyś debile, z jakiegoś tam Wrong Direction patrzeć na nas z góry.
          W każdym razie, na czym to skończyłam? A tak, wysiadłyśmy z taksówki prawie łamiąc sobie nogi na owych aż nadmiernie wysokich szpilach. Z politowaniem przyglądał się temu Andy, który już na nas czekał przed ekskluzywną restauracją, do której zostałyśmy zaproszone. Nie miałam pojęcia, że spotkania biznesowe polegają na jedzeniu dość wczesnego obiadu, ewentualnie późnego śniadania za ogromne pieniądze. No cóż, mam nadzieję, że tak jak za taksówkę, to nie my płacimy.
- Trzynaście minut. Trzynaście! Co wy kurde sobie myślicie, że takie z was gwiazdki i możecie się spóźniać, pokazując wszystkie swoje fochy?
Ups... To na pewno przez buty, zwal winę na buty!
- To przez buty! - wypaliła aktualnie różowo włosa Pezz, która jakby czytała mi w myślach. Andy tylko pokręcił głową i popatrzył na nas z politowaniem:
- A ty i Thirlwall to co, malowałyście dom przed wyjściem i farba wam się wylała na głowę?
- Hahah bardzo śmieszne. Dłuższa historia, a my przecież i tak już jesteśmy spóźnione.
- A poza tym i tak nie chcesz wiedzieć. - puściłam Pezz oczko i obie zachichotałyśmy. Cóż, naprawdę lepiej dla nerwów Andy'ego, że nie wie o zajściu z wodą mineralną w centrum handlowym. Wtedy ja i blondynka naprawdę byłyśmy martwe, a nasz menadżer padł by na miejscu na załamanie nerwowe.
          Okazało się, że mamy sporych rozmiarów stolik - w końcu miało się przy nim pojawić jedenaście osób - w dość odizolowanej części sali. Oh i Andy śmie narzekać, że my się spóźniamy, a tych gwiazdeczek i tak jeszcze nie ma. Więc o co tyle hałasu?
- Dziewczyny, posłuchajcie - powiedział Andy opierając się rękami o stół, gdy my już zajęłyśmy swoje miejsca. - Jak się domyśliłyście restauracja jest dość droga, więc nic nie kupujecie.
- Ej, a niby dlaczego? - zaprotestowała Leght.
- Bo ja za was płacę.
          Wydobyłyśmy z siebie okrzyki zadowolenia, aż ludzie przy sąsiednich stolikach dziwnie się na nas popatrzyli.
- Oooł kupimy sobie drogi trunek i długi nabije się rachuneeeeek! - zaczęłyśmy śpiewać, jednak Andy szybko nas uciszył.
- Bez jaj dziewczyny, będziemy spłukani. Serio - dodał kiedy Jesy zaczęła czkać ze śmiechu - Oj niech wam będzie, jak dobrze pójdzie to po wszystkim postawię wam shaki, ale ogarnijcie się już i nie róbcie przypału.
          Zdążyłyśmy jeszcze wymóc na nim przysięgę na mały palec, czyli tak zwaną piggi promis, po czym usłyszałyśmy niemałe zamieszanie przy wejściu - czyli po, dokładnie 22 minutach spóźnienia nasz sławny boysband jednak przybył. Andy szybko zaczął dawać nam znaki oczyma, ale byłyśmy zbyt mało kumate by zrozumieć, że każe nam wstać i zakumałyśmy dopiero, gdy kopną siedzącą najbliżej niego Leigh-Anne w nogę.
          Zerwałyśmy się więc z krzeseł, a Jesy w ostatniej chwili zdążyła złapać swoje, żeby nie upadło, za co dostała pełne mordu spojrzenie od naszego menadżera. Z wymuszonymi uśmiechami na twarzy zaczęłyśmy się witać i sprawiać wrażenie miłych i grzecznych dziewczynek. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że szatyn mówi coś mulatowi na ucho wyraźnie patrząc przy tym na... o kurde na mnie i na Pezz! Nie zdążyłam przekazać przyjaciółce ostrzegawczego spojrzenia z przekazem Patrz na buty, Perrie masz bardzo interesujące buty! bo te dwa Sherlocki przejrzały nasze przebrania.
- To wy!
- Eeee... to wy? - powtórzyła Pezz, która jako naturalna blondynka jak zwykle miała lekko spóźnioną reakcję. Czułam że wszystkie spojrzenia skupiły się na naszej czwórce.
          Czyli w makijażu i sukienkach jesteśmy równie brzydkie jak wtedy w centrum handlowym i jednak da się nas rozpoznać.

_________________________________________________________________

 I dorobiłam się drugiego rozdziału :3 Ponieważ pod poprzednim nie było notki ode mnie to teraz dziękuję za komentarze zarówno pod prologiem, jak i rozdziałem pierwszym. Były bardzo motywujące i mam nadzieję, że ich liczba będzie wzrastać ^^
Co do rozdziału... długo, bardzo długo i ciężko mi się go pisało. Ale w końcu jest i zostawiam go wam do oceny. A, no i prawie bym zapomniała! W drugiej części rozdziału jest piosenka Aerosów What Could Have Been Love która wędruje razem z dedykacją do Kotka ;3 Dzięki za nasze motywujące skaypowe rozmowy <3
Do napisania,
Fay