środa, 5 marca 2014

Rozdział 2

Czysta ekonomia - czyli jak oszczedzac za zycia, by zostało ci na pogrzeb po smierci 

 

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0

          - Don't matter what you say it won't hurt me! Don't matter if I fall from the sky! These wings are made to flyyyyyy! - Leigh zakończyła właśnie refren naszego pierwszego singla z debiutanckiego albumu, długim i przeciągłym fałszem, w odpowiedzi na który Perrie podskoczyła, upuszczając wszystkie torby z zakupami znajdujące się w jej rękach i teraz rozglądała się za tym zarzynanym kotem, który musiał jakoś niepostrzeżenie przedrzeć się do mieszkania i teraz sieje spustoszenie. Jednak moja blond przyjaciółka miała chodź w połowie rację, bo Leigh faktycznie siała spustoszenie w kuchni, rozsypując po całej podłodze musli i rodzynki, w myśl genialnego planu ekonomicznego autorstwa za pewne przyszłych noblistek i absolwentek Harvardu - a sarkazm na sarkazmie pogania - Jade Thirlwall i Perrie Edwards. Nie dajcie się zwieść - to nie jest genialne, ale tym sposobem zaoszczędzasz jakiegoś funta na paczce musli i stać cię na wyrzutnię confetti. Błagam, nie pytajcie się po co nam wyrzutnia confetti - jak wymyślę, to będziecie pierwszymi osobami, którym to powiem, okey? 
          A wracając do musli - po co kupować dwie paczki, jednego specjalnego musli bez rodzynek, ponieważ Leigh-Anne ich nie cierpi i drugiego specjalnego musli z dużą ilością rodzynek, bo Jesy je je nawet przez sen? Oczywiście nie muszę tłumaczyć tego prostego rachunku prawdopodobieństwa specjalne = droższe? Wystarczy kupić dwie paczki tańszego, zwykłego musli i przełożyć rodzynki z jednego do drugiego - co właśnie robi w dość niekompetentny sposób Leigh - i tym sposobem ta-dam! Uzyskamy musli bez rodzynek i musli z dużą ilością rodzynek po cenie zwykłego musli! Czysta ekonomia!
          A teraz może zacznijmy wszystko od początku - ja i Pezz, wraz z naszymi zakupami składającymi się z ubrań, które mogły by uszczęśliwić co najmniej parę teatrów znajdujemy się właśnie w mieszkaniu Leigh i Jesy, które mają nieszczęście tkwić z nami w tym gównie, nazywanym zespołem. Ponieważ nie oszukujmy się, nasze wynagrodzenie nie jest zbyt wysokie, a mieszkania w Londynie cholernie drogie, to mieszkamy parami - my geniusze rodem z Harvardu ze sobą, a dziewczyny razem. Teraz doszłyśmy właśnie do momenty kulminacyjnego - Przymierzaj wszystko, przecież muszę cię w tym zobaczyć! I tym sposobem Leigh odstawia niezły teatr w kuchni, próbując rozdzielać musli od rodzynek, Jesy w piżamie siedzi na niepościelonym łóżku z kubkiem kawy w ręce i od czasu do czasu rzuca motywujące komentarze w stylu Wiesz, podziwiam cię... Z samego rana ubierasz się w to, patrzysz w lustro i chce ci się żyć? albo Hmm.. ni to ładne, ni to stylowe... Ale do twarzy Ci pasuje!, a ja z Perrie na zmianę chodzimy krokiem Naomi Campbell po pokoju prezentując każdy fatałaszek, który kupiłyśmy. Ponieważ, jak już wspomniałam ciuchów jest tyle, że mogłybyśmy z powodzeniem rozpocząć uszczęśliwianie równie ubogich jak my teatrów, to nim skończyłyśmy do naszego komentatora dosiadła się Leigh, która widocznie uporała się z kuchnią. Zaraz, zaraz, co ja mówię, mała poprawka - do naszego komentatora dosiadła się Leigh, która zrobiła w kuchni totalny rozpierdol i teraz przyszła do nas, udając, że nic się nie stało i czekając, aż zdarzy się cud i bajzel zniknie, albo ktoś pójdzie to za nią posprzątać.
          Gdy skończyłyśmy mini pokaz naszych nowych zdobyczy, wszystkie rozwaliłyśmy się na łóżku - które swoją drogą było jednoosobowe - przybierając najróżniejsze i jak najmniej wygodne pozycje.
- Cooooo robimy? - zapytała Leigh, przeciągle przy tym ziewając.
- Dziewczyny, teraz nareszcie mamy czas tylko dla siebie! - zawołała pełna entuzjazmu Pezz, jednak nie minęły dwie minuty, kiedy blondynka zaczęła marudzić:
- Taaak strasznie mi się się nudziiii....
- A może to dobrze? Wiesz Pezz, my chyba mamy na dzisiaj dość wrażeń. - odpowiedziałam i popatrzyłam znacząco na przyjaciółkę, po czym obie zaczęłyśmy się chichrać jak idiotki.
- Oooooo coooo chodzi? -  zapytała przeciągle nie do końca jeszcze rozbudzona Leigh, spadając przy tym z owego nieszczęsnego jednoosobowego łóżka, które posłużyło nam za kanapę.
- Jade miała dzisiaj bliższe spotkanie z najsławniejszym boysbandem świata - wydusiła z siebie blondynka pomiędzy salwami śmiechu, a po chwili usłyszałyśmy wycie Leigh z podłogi:
- You dont't know oh-oh! You don't know you beautifull! Oh-oh-oh, that's what makes you beautifuuulllll!
- I co? Trzeba było wziąć autograf, to byśmy sprzedały i jeszcze się dorobiły! - w Jesy obudził się instynkt przedsiębiorczości. Kurde, to nie taki zły pomysł - a przynajmniej na pewno lepszy niż jeden funt na paczce musli.
- Wątpię, żeby po naszym bliższym spotkaniu dali mi cokolwiek innego niż kopa w du... znaczy się w duży mięsień pośladkowy.
- Jade, jesteś taka nie ekonomiczna! Trzeba było myśleć o tym, że postawiłabyś nam wszystkim obiad i nie musiałybyśmy jeść tych kulinarnych wybryków Leigh! - stwierdziła z powagą Jesy, na co wszystkie trzy, oprócz obrażonej Leigh, która pokazała nam język wybuchłyśmy śmiechem. No co, jeśli chcesz jakichkolwiek doznań smakowych to spróbuj kuchni mulatki, a na pewno najdzie cię ochota na zwyczajną, rutynową kuchnię twojej mamusi. Co, jak co, ale w tej sprawie po prostu nie potrafię kłamać, bo moje własne kupki smakowe ucierpiały zbyt wiele razy.
- Waaal się, następnym razem ty gotujesz! - prychnęła Leigh. - Jade, a ty się przyznaj, co im powiedziałaś?
- W sumie za dużo to im nie powiedziałam... - zaczęłam się tłumaczyć, ale przerwała mi Pezz wybuchając równocześnie śmiechem na wspomnienie dzisiejszego poranka:
- Po prostu wylała jednemu z nich zawartość butelki z wodą mineralną na głowę.
          Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw dziewczyny wytrzeszczały na mnie oczy, a blondynka tarzała się po podłodze, śmiejąc się jak... no właśnie nawet nie ma takiego słowa na określenie jej zachowania. Później Jesy i Leigh też zaczęły się śmiać, mulatka pobiegła po jakiś bliżej niezidentyfikowany trunek z okrzykiem Trzeba to oblać! Trzeba to oblać! a Jesy chyba pierwszy raz tego dnia podniosła się z łóżka, by włączyć radio z jedynym egzemplarzem naszej płyty w środku, na który musiałyśmy się złożyć w cztery. Pezz gdy usłyszała muzykę nie podnosząc się z podłogi zaczęła wyć naszą piosenkę, a ja po chwili nieświadomie do niej dołączyłam.
- I'm a little bit love drunk. Ever get the feeling where you're miles away. Everybody's looking at me walking, stumbling. Hardly talking, mumbling, going red in the face. Promise I've been drinkin' only lemonade, it's all I take. My heart's just on one about someone. And I'm a little bit love drunk!
           Właściwie, to do końca nie wiem, co oblewamy, ale co z tego? Ostatnio odkryłam, że dla biednych, zrujnowanych ludzi każda pierwsza-lepsza okazja żeby się upić jest po prostu dobrą okazją. Wtedy oblewałyśmy kupienie nowej kanapy do mieszkania mojego i Pezz, i przynajmniej wiedziałam o co chodzi. No, ale trudno, w końcu każda okazja, jest dobrą okazją.
           Kiedy więc Leigh wpadła z powrotem do pokoju, trzymając w ręku pokaźnych rozmiarów butelkę nie było to dla nas nic nowego. Ej, czy to nie zabawne, że narzekamy, że nigdy nie mamy pieniędzy, płacimy za lakier do paznokci kartą i jest odmowa, a alkohol jakoś zawsze się znajdzie?
- Kogo to moje piękne oczy widzą. - wypaliła Leigh, a jak rozejrzałam się lekko zdezorientowana po pokoju. Oparty o drzwi, stał nasz menadżer, Andy, a jego mina wyrażała a wszystkie możliwe sposoby zażenowanie.
- Z tymi pięknymi to bym nie przesadzał. - odparł zgryźliwie. Cóż, ostatnio nie dogadywałyśmy się zbyt dobrze z Andym. Dlaczego? A to z prostej sprawy. Nam nie powodziło się dobrze - on także klepał biedę. My byłyśmy spłukane - Andy wywracał puste kieszenie na drugą stronę i wypadały z nich w najlepszym wypadku agrafki. Tak więc każde z nas gardziło pozostałym w mniemaniu, że jest nieopłacalne.
- A wy, małe, nieopłacalne pijaczki patrzcie i podziwiajcie geniusz waszego menażera, dzięki któremu ten zespół jeszcze jakoś się trzyma. - widząc nasze totalnie zszokowane spojrzenia i ogłupiałe miny dodał po chwili małe sprostowanie - Załatwiłem wam trasę koncertową!
          Zaczęłyśmy cieszyć się jak wariatki, które właśnie ukazują światu swe kroki tańca zwycięstwa, po tym jak udało im się zbiec z psychiatryka. Ja z Pezz momentalnie podniosłyśmy się z podłogi i zaczęłyśmy wykonywać serię bliżej nieznanych nikomu ruchów, wykrzykując jakiś hymn o miłości do własnej genialności, Leigh pociągnęła sobie łyka owego tajemniczego trunku z gwinta, a Jesy wykrzyczała:
- Dobrze mówi, polać mu! Dziewczyny, teraz musimy to podwójnie oblać!
          Spotkało się to z naszym jeszcze większym entuzjazmem. Trasa koncertowa, rozumiecie to? Ludziska, jedziemy w trasę! Zaczyna się sława, pieniądze, wielka kariera, szał ciał i zmysłów upojenie!
- Nie będzie tu żadnego chlania na umów, Nelson. A ty, Pinnock odłóż tą butelkę. Jutro rano mamy spotkanie z zespołem, który supportujecie w trasie i z jego menadżerem, bo chyba nie myślałyście że ktokolwiek będzie chciał wam zrobić samodzielną trasę. Nie wiem dlaczego Bóg mnie tak pokarał, ale muszę zabrać was ze sobą i jak mi któraś będzie na kacu to... - w tym momencie charakterystycznie przejechał palcem po swojej szyi, dając nam tym samym do zrozumienia, że picie tego wieczoru wcale nie skończy się dobrze. Pokiwałyśmy więc głowami, niczym potulne baranki, albo jak dzieci, które coś spsociły i obiecują mamie, że już więcej nie będą.
- W każdym razie, mówiłem już, że jestem genialny? - kontynuował swój wywód Andy - Macie trasę z tak znanym zespołem, że nie ważne, jak bardzo wszystko spierdolicie, bo nie warto oczekiwać, że zrobicie cokolwiek dobrze i czy będziecie tak beznadziejne jak zwykle - ludzie i tak przyjdą was posłuchać, żeby potem być na koncercie tego drugiego zespołu!
- Taak, niezwykle zabawne i motywujące - przerwałam mu dalsze wychwalanie jego geniuszu - A jak nazywa się ten zespół, który ma to szczęście i może jechać z nami w trasę?
- Szczęście to wy macie, że ich support zrezygnował i prawdopodobnie udało mi się wcisnąć was na ich miejsce... prawdopodobnie bo jeśli jutro na spotkaniu biznesowym zachowacie się jak niekulturalne, bezmózgie wieprze to raczej nic z tego! Ale przynajmniej pewne jest to, że jak już pojedziecie, to na koncertach będziecie miały tłumy fanek, chociaż wcale nie waszych i wcale nie dlatego, że potraficie śpiewać - po prostu jedziecie w trasę z One Direction!
          Leigh momentalnie upuściła butelkę niezidentyfikowanego napoju ze sporą zawartością procentową, która roztrzaskała się na podłodze, powodując tym samym, że mulatka oprócz burdelu w kuchni, zrobiła jeszcze burdel w sypialni.
- Nie pierdol.

_________________________________________________

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0
          Obudziłam się, czują się jak wrak człowieka i na ślepo zdjęłam budzik z szafki nocnej by sprawdzić godzinę. Siódma piętnaście?! Dlaczego ja w ogóle wstaję tak szybko, skoro dzisiaj nie ma wyprzedaży? A, no tak przecież musimy ruszyć du... że mięśnie pośladkowe (Ha, pewnie już myśleliście, że powiem brzydko, co? Niedoczekanie, dzisiaj jestem wzorem kultury!) na nasze spotkanie biznesowe. Szczerze mówiąc, to na żadnym jeszcze nie byłam... jak to właściwie jest? Nie no, Jade geniuszu, ale masz mózg, oni na pewno już byli w trasie z super-sławnym boysbandem, który znają wszyscy, zaczynając od młodszej siostry, która za nimi szaleje, przechodząc na babcię, której przypominają się lata młodości, a kończąc na hydrauliku, który śpiewa: Nie wiesz, że jesteś piękna! do zepsutego kranu i teraz powiedzą ci jak to jest. A tak serio, to była może któraś z was kiedyś? Ratunku, ja na pewno się zbłaźnię, a jedynym pocieszeniem jest to, że nie będę jedyna, bo mogę się założyć, że dziewczyny nie będą lepsze. Czyli to będzie porażka na całej linii.
          Zwlekłam swoje zwłoki z łóżka i poczłapałam do kuchni gdzie czekały już dziewczyny. Ponieważ z Perrie nakupiłyśmy wystarczająco ciuchów by przechodzić w nich co najmniej miesiąc, mogłyśmy spokojnie zostać u dziewczyn na noc i teraz wszyscy już wstali z wyjątkiem mnie. Ha, czyli zaczynamy dzień jak zwykle!
          Wmaszerowałam do kuchni i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Jesy popatrzyła na mnie jakbym właśnie wytatuowała sobie coś na środku czoła, a Pezz wyrwało się ciche: Matko Boska, wszyscy święci... Leigh z początku stała tyłem do mnie, próbując coś upichcić na kuchence gazowej, ale gdy się odwróciła, momentalnie wypuściła to co trzymała w rękach.
- Co się do jasnej cholery dzieje? - zapytałam. Ups, no i złamałam zasadę, że dzisiaj będę się grzecznie odzywać.
- Nic, nic. - odparła szybko mulatka, odwracając się z powrotem w stronę kuchenki gazowe, która nagle nabrała jakiegoś wyjątkowo interesującego charakteru, a Pezz szybko dodała:
- Po prostu cieszymy się, że cię widzimy.
- Dooobra... Idę do łazienki, muszę się zobaczyć w lustrze. - stwierdziłam i już wiedziałam, że chodzi o mój wygląd, bo Jesy zerwała się przewracając krzesło i krzycząc pobiegła do łazienki:
- Nie, nie! Wiesz ja muszę szybko za... potrzebą! Właśnie zaraz mi poleci po nogach! Muszę za potrzebą!
Po chwili usłyszałyśmy tylko trzask zamykanych w pośpiechu drzwi. To stało się jeszcze bardziej podejrzane.
- Pezz, daj mi swoje lusterko - wyciągnęłam rękę w stronę blondynki. Wiedziałam, że ma małe lusterko w kosmetyczce, którą nałogowo nosi blisko siebie, w razie wypadku, gdyby się rozmazała.
- Oł, lusterko, bo widzisz ja je... zbiłam! Tak zbiłam je! Kochana, po co patrzeć w lustro z samego rana? Lepiej mnie przytul na pocieszenie, bo przecież mam siedem lat nieszczęścia! - wykrzyknęła po czym uwiesiła mi się na szyi, udając, że szlocha w moje ramię z nieszczęścia. Kurwa, co się w tym domu do cholery dzieje?
- Pezz, ogarnij się, bo chyba ci lakier do włosów mózg przeżarł i mów mi w końcu co do jasnej ciasnej mam na twarzy!
Blondynka bez słowa wyciągnęła małe, kieszonkowe lusterko z tylnej kieszeni spodni i podała mi je.Ha, wiedziałam, że musi je mieć przy sobie, bo by nie wytrzymała!
- Jade, pamiętaj, że bez względu co tam zobaczysz, jesteśmy z tobą...
          W następnej chwili upuściłam lusterko, które rozbiło się na kilka części na podłodze. To co tam zobaczyłam, przebiło wszelkie moje oczekiwania. I uwierzcie lub nie, ale myślenie o siedmiu latach nieszczęścia to była ostatnia rzecz, którą chciałam teraz zrobić. Na pierwszym miejscu było zdecydowanie owinięcie moich rąk w okół szyi bezczelnego typa z publicznej toalety w centrum handlowym.
          Na połowie mojej twarzy, znajdowała się bowiem wielka, sina plama, upodabniając lewą część mojej głowy do dojrzałej śliwki. Pięknie i jak ja teraz wyjdę do ludzi?
          Po chwili z toalety przyszła Jesy, Leigh porzuciła kuchenne rewolucje i na owym jednoosobowym łóżku zebrałyśmy nadzwyczajne posiedzenie grupy antypatycznych jędz-wariatek, czyli w skrócie Little Mix.
- Dziewczyny, dziś są wyjątkowe okoliczności. Mamy okazję pojechać w trasę - zaczęła najrozsądniejsza z nas, Jesy przyjmując niezwykle uroczysty ton głosu. - Jednak mamy też okazję wszystko spieprzyć. Co robimy?
- Oni nie mogą was rozpoznać. - stwierdziła Leigh. - Wtedy pożegnamy się z trasą.
Wszystkie pokiwałyśmy głowami na znak, że rozumiemy a Pezz zaczęła się zastanawiać na głos:
- No dobra, ale jak to zrobimy? Przecież nie zrobimy sobie operacji plastycznej twarzy w... - tutaj spojrzała na zegarek. - O kurwa, tylko niecałe cztery godziny! A tak poza tym sorry drogie panie, ale nie stać nas na to.
Zaczęłyśmy więc burzę mózgów, by wymyślić jakikolwiek plan działania.
- Nie Leigh, kiepski pomysł. - przerwała ciszę Jesy, gdy mulatka przystawiła sobie pod nos sztuczne, doklejane wąsy. A swoją drogą, to skąd one się wzięły w naszym mieszkaniu? - A może by tak... Mam! - zakrzyknęła ponownie ciemna blondynka.Automatycznie wszystkie wyczekujące spojrzenia zwróciły się na nią.
- Wczoraj wyglądałyście tak okropnie, że gdyby ja na waszym miejscu popatrzyła w lustro, to naprawdę nie wyszłabym z domu. Więc jeśli dzisiaj zrobimy was na bóstwo, to naprawdę nikt was nie pozna!
- Jak niby chcesz ze mnie zrobić bóstwo z tym sinym plackiem na mordzie! - zakrzyknęłam, puszczając koło uszu fakt, że Jesy po raz kolejny powiedziała nam, że wyglądamy jak siedem nieszczęść.
- Fluid, puder i umiejętności kosmetyczne Jessiki Louisy Nelson zdziałają cuda, kochana.

_________________________________________________

http://www.youtube.com/watch?v=5Sfm5PgHcH0
          Wysiadając z taksówki jeszcze raz szybko przyjrzałam się swojemu odbiciu w jej oknie nerwowo poprawiłam swoje włosy, które swoją drogą po wizycie u super stylistki Jessiki Nelson nabrały odważnego odcieniu niebieskiej akwareli, a ubarwienie fryzury mojej przyjaciółki nabrało delikatnego różu.           
          Ale swoją drogą makijaż wyszedł jej doskonale, mimo iż robiła komukolwiek make-up po raz pierwszy - do czego przyznała się oczywiście dopiero po skończonej robocie. Dzięki bogu, ani na Pezz, ani na mnie nie wyszedł jej efekt maski bo inaczej nie doszłaby w tym życiu na to spotkanie. Najpierw byśmy ją zabiły, potem trzymały przez tydzień w ciemnym pomieszczeniu tylko o chlebie i wodzie, a potem byśmy... ją zabiły? No jakoś tak to szło.
          Wszystkie postanowiłyśmy sprawiać wrażenie grzecznych dziewczynek, więc każda z nas miała na sobie sukienkę, co upodabniało nas do księżniczek z bajek Disneya i oczywiście kilkunastu centymetrowe szpilki, ponieważ wszystkie miałyśmy obsesję na punkcie tego, że jesteśmy za niskie. No przecież nie będą jacyś debile, z jakiegoś tam Wrong Direction patrzeć na nas z góry.
          W każdym razie, na czym to skończyłam? A tak, wysiadłyśmy z taksówki prawie łamiąc sobie nogi na owych aż nadmiernie wysokich szpilach. Z politowaniem przyglądał się temu Andy, który już na nas czekał przed ekskluzywną restauracją, do której zostałyśmy zaproszone. Nie miałam pojęcia, że spotkania biznesowe polegają na jedzeniu dość wczesnego obiadu, ewentualnie późnego śniadania za ogromne pieniądze. No cóż, mam nadzieję, że tak jak za taksówkę, to nie my płacimy.
- Trzynaście minut. Trzynaście! Co wy kurde sobie myślicie, że takie z was gwiazdki i możecie się spóźniać, pokazując wszystkie swoje fochy?
Ups... To na pewno przez buty, zwal winę na buty!
- To przez buty! - wypaliła aktualnie różowo włosa Pezz, która jakby czytała mi w myślach. Andy tylko pokręcił głową i popatrzył na nas z politowaniem:
- A ty i Thirlwall to co, malowałyście dom przed wyjściem i farba wam się wylała na głowę?
- Hahah bardzo śmieszne. Dłuższa historia, a my przecież i tak już jesteśmy spóźnione.
- A poza tym i tak nie chcesz wiedzieć. - puściłam Pezz oczko i obie zachichotałyśmy. Cóż, naprawdę lepiej dla nerwów Andy'ego, że nie wie o zajściu z wodą mineralną w centrum handlowym. Wtedy ja i blondynka naprawdę byłyśmy martwe, a nasz menadżer padł by na miejscu na załamanie nerwowe.
          Okazało się, że mamy sporych rozmiarów stolik - w końcu miało się przy nim pojawić jedenaście osób - w dość odizolowanej części sali. Oh i Andy śmie narzekać, że my się spóźniamy, a tych gwiazdeczek i tak jeszcze nie ma. Więc o co tyle hałasu?
- Dziewczyny, posłuchajcie - powiedział Andy opierając się rękami o stół, gdy my już zajęłyśmy swoje miejsca. - Jak się domyśliłyście restauracja jest dość droga, więc nic nie kupujecie.
- Ej, a niby dlaczego? - zaprotestowała Leght.
- Bo ja za was płacę.
          Wydobyłyśmy z siebie okrzyki zadowolenia, aż ludzie przy sąsiednich stolikach dziwnie się na nas popatrzyli.
- Oooł kupimy sobie drogi trunek i długi nabije się rachuneeeeek! - zaczęłyśmy śpiewać, jednak Andy szybko nas uciszył.
- Bez jaj dziewczyny, będziemy spłukani. Serio - dodał kiedy Jesy zaczęła czkać ze śmiechu - Oj niech wam będzie, jak dobrze pójdzie to po wszystkim postawię wam shaki, ale ogarnijcie się już i nie róbcie przypału.
          Zdążyłyśmy jeszcze wymóc na nim przysięgę na mały palec, czyli tak zwaną piggi promis, po czym usłyszałyśmy niemałe zamieszanie przy wejściu - czyli po, dokładnie 22 minutach spóźnienia nasz sławny boysband jednak przybył. Andy szybko zaczął dawać nam znaki oczyma, ale byłyśmy zbyt mało kumate by zrozumieć, że każe nam wstać i zakumałyśmy dopiero, gdy kopną siedzącą najbliżej niego Leigh-Anne w nogę.
          Zerwałyśmy się więc z krzeseł, a Jesy w ostatniej chwili zdążyła złapać swoje, żeby nie upadło, za co dostała pełne mordu spojrzenie od naszego menadżera. Z wymuszonymi uśmiechami na twarzy zaczęłyśmy się witać i sprawiać wrażenie miłych i grzecznych dziewczynek. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że szatyn mówi coś mulatowi na ucho wyraźnie patrząc przy tym na... o kurde na mnie i na Pezz! Nie zdążyłam przekazać przyjaciółce ostrzegawczego spojrzenia z przekazem Patrz na buty, Perrie masz bardzo interesujące buty! bo te dwa Sherlocki przejrzały nasze przebrania.
- To wy!
- Eeee... to wy? - powtórzyła Pezz, która jako naturalna blondynka jak zwykle miała lekko spóźnioną reakcję. Czułam że wszystkie spojrzenia skupiły się na naszej czwórce.
          Czyli w makijażu i sukienkach jesteśmy równie brzydkie jak wtedy w centrum handlowym i jednak da się nas rozpoznać.

_________________________________________________________________

 I dorobiłam się drugiego rozdziału :3 Ponieważ pod poprzednim nie było notki ode mnie to teraz dziękuję za komentarze zarówno pod prologiem, jak i rozdziałem pierwszym. Były bardzo motywujące i mam nadzieję, że ich liczba będzie wzrastać ^^
Co do rozdziału... długo, bardzo długo i ciężko mi się go pisało. Ale w końcu jest i zostawiam go wam do oceny. A, no i prawie bym zapomniała! W drugiej części rozdziału jest piosenka Aerosów What Could Have Been Love która wędruje razem z dedykacją do Kotka ;3 Dzięki za nasze motywujące skaypowe rozmowy <3
Do napisania,
Fay

7 komentarzy:

  1. Miło jest po morderczym dniu w szkole przeczytać tak świetny rozdział i tym razem usmiech z twarzy mi nie schodził. ;D Całkowicie rozwaliło mnie " To wy!" Nie mogę sie doczekać kiedy przeczytam jak zareagowali na to chłopcy, a tym bardziej Lou :D O rany. Muzyka idealnie dopasowana do rozdziału przez co jeszcze lepiej mi się czytało. Leigh-Anne i musli xd
    Czekam na następny i życzę weny!
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej... Motywujący komentarz ode mnie teraz strzelę... Haha, kogo ja oszukuję? Ten komentarz będzie do dupy ;)
    Jesteś zajebista, wiesz? ^^
    Wiem, że wiesz... :)
    Dobra, bo naprawdę nie mam pojęcia, co napisać...
    Jesteś taka cudowna, że ja nie mogę... Szał ciał i zmysłów upojenie ;)
    Dziękuję za dedykację, Katarzyno Adrianno Walerio, hahaha <3
    "TO WY".... Nie wiem, czemu, ale zaczęłam się brechtać... Hahahahaha :D
    Dobra, ogarniam się <3
    Jesteś cudowna i genialna i rewelacyjna :)
    POZDRO <3
    ~ Paulina Karolina Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg hahaha :D
    Przez cały rozdział się śmiałam i nie mogłam przestać xd Biedny trochę ten ich menadżer, dziwię się, że jeszcze jest zdrowy psychicznie i nie udzieliło mu się zachowanie tych wariatek hah Ta oszczędność Jesy hahahah akcja z musli mistrzowska hahaha, a tak w ogóle to nawet nie wiesz jak się cieszę, że skomentowałaś mój rozdział zmotywowało mnie to to ruszenia dupska i zaczęcie pisanie nowego (kij z tym, że jutro mam sprawdzian hahah) Ejj ten rozdział wprawił mnie w taki stan, że co drugie zdanie kończę 'hahaha' Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko, bo chyba się nie doczekam xd
    Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  4. Gnialny! Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy, czekan na next i weny życzę ;*;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tsaaa, nie wiem po co komentuję, przecież i tak nie czytasz komentarzy po ponad roku dodania posta :D Brawo Ja!
    Rozdział naprawdę mega i uwielbiam to jak piszesz ^^ Jesteś po prostu genialna ♥

    http://my-magic-world-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń