piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 5

Odsiecz - czyli kiedy przyjaciel ruszajacy Ci na ratunek sam potrzebuje twojej pomocy

 

 https://www.youtube.com/watch?v=jHRpWQOqe14&spfreload=10 
          Trzask drzwi i odgłosy ulewnego deszczu bębniącego po szybie to jedyne odgłosy, jakie towarzyszyły mojemu wejściu do sklepu. Ulewa rozpoczęła się już jakiś czas temu i teraz bezlitośnie moczyła moje włosy i ubrania, bo za duża bluza Horana zdążyła już dawno przemoknąć, mimo że od samochodu do spożywczaka dzieliło mnie ledwo kilkanaście kroków.
          Ściągając kaptur naciągnięty na głowę i odgarniając z czoła kilka przylepionych do niego, mokrych kosmyków zaczęłam rozglądać się po sklepie, szukając tego, po co przysłał mnie Niall.W sumie nie było to takie trudne - był to spożywczak, a prośba blondyna brzmiała Cokolwiek, co da się zjeść i zawiera cukry proste, które szybko zaspokoją mój niedobór węglowodanów. Dodatkowo nie musiałam martwić się o fundusze i wyliczać w pamięci koszt całych zakupów, błagając niebiosa o to, żeby mi starczyło - Niall był tak zdesperowany, że wręczył mi swój portfel z kartami kredytowymi i dość pokaźną sumą w gotówce. Szybko więc odnalazłam dział ze słodyczami i poczęłam wrzucać batoniki, pianki i tym podobne rzeczy. Żelki, które mieliśmy ze sobą już dawno poszły w niepamięć, pogrążając się w czeluści horanowego żołądka. Cóż, myślę że i tak wytrzymał dość długo, bo skonsumował je na samym początku drogi, a przebyliśmy już nie mały kawałek. Oczywiście ja zrobiłam postój dużo wcześniej, ale wszechwiedzący Malik ogłosił, że trzeba się śpieszyć, bo nie zdążymy przed koncertem. No dobra, rozumiem od tego zależy też kariera Little Mix, ale bez przesady, można zrobić postój na dziesięć minut, prawda?
- Witojże - zaskoczył mnie głos zza lady, gdy podeszłam do kasy. Jego właścicielem okazał się mężczyzna w sweterku w iście góralskie wzory, który widocznie był kasjerem. - Dla waćpanny tylko ino te słodycze? Wybór tu nalewek wybornych mamy, ino w promocyji. - w tym momencie machnął ręką w kierunku działu alkoholowego. Drapiąc się bo głowie wyjęłam należną gotówkę z horanowego portfela i z lekko zażenowaną miną grzecznie odmówiłam:
- Nie, nie tylko... ino te słodycze. - kurde, ten jego dziwny akcent i słownictwo chyba mi się udzieliło. - A nie widział tu pan może przypadkiem takiego szatyna, no wie pan... na przykład małoletnią gwiazdę, za którą latają nastolatki? A z nim takiej dziewczyny, niewielki wzrost, niebieskie włosy... nie można z nikim pomylić.
- Jedyne głupie, które lata po nocy w taką ulewę to ino wyście. - odparł z tak szczerym uśmiechem, że nie mogłam uwierzyć w niemiłe intencje tego zdania. W tym momencie ktoś także wszedł do sklepu i rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwoneczków. - I ta oferma. - dodał sprzedawca uśmiechając się jeszcze szerzej i wskazując na nowego klienta i wołając do niego - Promocyja na soczki z małym procentem!
          Z nieukrywanym niesmakiem na ustach stwierdziłam, że zaszczycił nas nie kto inny, tylko wszechwiedzący Malik. Nie interesowało mnie, czy coś kupuje, czy może po prostu przyszedł zobaczyć, czemu tak długo nie wychodzę ze sklepu, więc po prostu wytoczyłam się na dwór ignorując: "Żegnojże" ze strony sprzedawcy. Ubolewając odnotowałam, że deszcz wciąż pada, a wręcz leje jeszcze intensywniej. Czym prędzej zamknęłam się więc w samochodzie, korzystając z nieobecności Malika i zajmując miejsce obok kierowcy z przodu. Uśmiechnęłam się pod nosem wyobrażając sobie, jak będzie klął i rzucał miejscem kiedy dowie się, że siedzi z tyłu. 
          Horan powitał mnie radosnym okrzykiem. Nie, zaraz czekajcie... Horan powitał słodycze radosnym okrzykiem, a mojej obecności chyba nie zauważył. Wściekła wyrwałam mu jedną z paczek i zaczęłam konsumować pianki, które się w niej znajdowały. Właśnie chciałam zacząć namawiać Niall'a, że nie ma na co czekać i lepiej ruszajmy, bo po co komu Zayn, ale zauważyłam postać wychodzącą ze sklepu i zmierzającą w stronę samochodu. Czym prędzej włączyłam więc blokadę drzwi, by przez chwilę przyglądać się szarpiącemu za klamkę mulatowi. Uśmiechnęłam się do niego szeroko przez szybę, wkładając co ust jeszcze jedną piankę. Słowo daję, wnioskując jego humor z wyrazu twarzy, cieszyłam się, że dzieli nas szyba. Po chwili, ku mojemu ubolewaniu Malik zajął miejsce z tyłu, a Horan ruszył z przydrożnego parkingu z piskiem mokrych opon. 
- Dlaczego, do jasnej ciasnej zajęłaś moje miejsce? - wybuchnął Zayn, a dla mnie wyjątkowo ciekawa stała się praca wycieraczek i krople deszczu ściekające po przedniej szybkie. Nie odwracając się użyłam wymyślonej na poczekaniu wymówki.
- No wiesz, Zayn złotko do najchudszych nie należysz i Niall skarżył mi się że rozpychasz się tu z przodu, przez co utrudniasz mu prowadzenie... Przykro mi bezpieczeństwo najważniejsze. 
W lusterku zauważyłam jego minę i już miał odpowiedzieć mi zapewne coś równie jadowitego, kiedy przerwał nam Horan:
- Pezz... jestem głodny!
- Ale...ale... dopiero co kupiłam ci kilka paczek słodyczy! - załamałam ręce, chwytając co chwilę jakiś papierek po słodkościach walający się tu i ówdzie, by sprawdzić czy w środku coś jeszcze zostało. O zgrozo, wszystkie były puste! - Gdzie ty to mieścisz? - wydarłam się łapiąc Niall'a za boki. 
          To okazało się kolejnym błędem podczas naszej akcji ratunkowej. Horan na nasze nieszczęście właśnie tam miał łaskotki więc wydarł się dziko, skręcając przy tym nagle i zjeżdżając na przeciwny pas. Następnie równie nieprzywidywanie skręcił ponownie i jakimś cudem wróciliśmy na prawidłowy pas bez żadnej stłuczki. Samochodem rzuciło dwukrotnie w krótkich odstępach czasowych, więc zarówno ja, jak i Zayn znajdowaliśmy się w dziwnych pozycjach w różnych miejscach samochodu. Nauczka na przyszłość - zapinaj pasy, kiedy blondynka jest za kółkiem.
- Horan chciałeś nas zabić! - wydarł się Malik, podnosząc przy tym swoje zwłoki, które chyba podczas manewrów naszej blondyneczki spadły z siedzenia. Przynajmniej jedna dobra strona tej akcji. 
- Oj tam, może nie jestem najlepszym kierowcą, ale żeby tak od razu zabić?! Przecież nic się nie stało! - niewzruszony Niall wzruszył ramionami.
Jednak głośny odgłos syreny policyjnej za nami zasygnalizował nam, że jednak coś się stało.

 _________________________________________________

 https://www.youtube.com/watch?v=-1LRD3DtFAo&spfreload=10 
          Obudziłem się potwornie spragniony. W ustach czułem tylko szorstki piasek i nieustannie krztusiłem się, tak jak wtedy, kiedy byłem małym dzieckiem i w czasie pieczenia kiełbasek nad ogniskiem wiatr zmienił swój kierunek, kierując cały dym wprost na moją twarz. Wciąż kaszląc podniosłem się, otrzepując twarz, na której leżałem z ziemi. Gdzie ja do cholery jestem?
          Dalsze rozmyślania mogły jednak poczekać, gdy dostrzegłem butelkę wody, zawinięto pomiędzy koce pokryte iście indiańskimi wzorami. Jak najszybciej uwolniłem ją z wszechobecnych frędzli zwisających z materiału i łapczywie zacząłem pić. Czułem jak wraz z wodą do mojego gardła spływa piach, którym co jakiś czas się krztusiłem, ale było mi wszystko jedno, po prostu pragnąłem ułagodzić suszę w buzi i tępy ból, pulsujący z prawej strony mojej głowy. Zawartość butelki się skończyła, nie gasząc do końca mojego pragnienia, a pytania o sens pobytu tutaj znów zaczęły zamęczać moją i tak już obolałą głowę.
          Thirlwall! Myśl o mojej towarzyszce podróży - lub nieszczęścia, jak kto woli - uderzyła w mój umysł niczym kula niszcząca z teledysku Miley Cyrus. To wszystko jej wina, to dlatego znalazłem się na tym pustkowiu z obłąkanymi hipisami! Rozejrzałem się wokoło. Wesołej kompanii nigdzie nie było, a wszędzie leżały porozrzucane wzorzyste koce, w kolorach jak najbardziej rzucających się w oczy. Na dodatek na środku znajdowało się najprawdziwsze ognisko, a obok niego leżał pozostawiony bębenek, który dotąd widziałem tylko w westernach, w scenach kiedy indianie wygrywali budujące napięcie dźwięki podczas egzekucji na bladych twarzach. Może ci ludzie uciekli z rezerwatu? A może Jade namówiła ich na egzekucje na mnie, by kultywować ich barbarzyńskie tradycje?
          Rozpatrywanie najczarniejszych scenariuszy przerwał mi śmiech. Irytujący, dobrze mi znany, wprawiający moje ręce w ochotę zaciśnięcia się na czyjejś szyi śmiech. Gdy ruszyłem głębiej w las, na którego skraju zaparkowaliśmy vana i nocowaliśmy ukazał mi się widok, którego nie polecam do oglądania nawet wam. Tym widokiem była roześmiana Jade Thirlwall, a wprawiał on mnie w ochotę rzucenia czymś ciężkim w jej twarz, żeby przestała się szczerzyc. A przy okazji wyświadczyłbym jej przysługę, bo może po deformacji wyglądałaby ładniej.
          Niebieskowłosa zdawała się nie zauważać mojej osoby. Zaśmiewając się spazmatycznie i wydając z siebie odgłosy zapowietrzania się, ściskała w rękach małą gitarkę. Od tyłu obejmował ją ten hipis albo indianiec - zresztą chrzanić to - z kręconymi włosami upodabniającymi go do mopa. Zaraz, zaraz jak on miał na imię? Duke? Drew? W każdym razie układał ręce Jade tak by prawidłowo chwytała akordy i tym sposobem chyba próbował uczyć ją grać. Widocznie nie znał jej jeszcze zbyt dobrze, bo jego mina wskazywała, że ma nadzieję na pojętność niebieskowłosej. Ale jak to mówią: Nadzieja matką głupich.
          Chrząknąłem, by skierować na siebie uwagę rozbawionej dwójki, jednak na próżno. Zirytowany podszedłem bliżej i szarpnąłem dziewczyną z całej siły, podnosząc ją do góry i równocześnie wyrywając ją z objęć mopa, co spotkało się z jej wyraźną dezaprobatą.
- Ej, co robisz? -zakrzyknęła zdezorientowana, a na jej twarzy wciąż tlił się lekki uśmiech, co doprowadzało mnie do absolutnego szału.
- Co ja robię?! Chyba co ty do cholery robisz! Dziś wieczorem mamy koncert, jesteśmy na jakimś leśnym zadupiu nie mając pojęcia jak dostać się do Los Angeles, a ty w najlepsze zabawiasz się, grając na gitarce!
- Dla twojej wiadomości to ukulele, a Dean tylko pokazywał mi podstawy, bo czekaliśmy aż w końcu łaskawie wstaniesz!
         Ach tak, Dean. A więc to imię tego mopa, który był współwinny uwięzienia nas na tym odludziu.
- Taaak?! Łaskawie to mogłaś mnie mnie obudzić, skoro tak ci zależy na powrocie!
- Dzieci, dzieci nie skażajcie łona natury swą negatywną energią! - w tym momencie nadbiegła reszta tych popaprańców. Jeszcze tego nam brakowało. - Odrzućcie w niepamięć wszystkie kłótnie złe...
- Kto tu rację miał i kto tu mylił się. - zaintonowała śpiewnie starsza z kobiet.
- Fajkę pokoju tu mam i na znak pojednania z bliźnim ją daaam! - dokończył starszy facet, który wczoraj prowadził vana, równocześnie wyciągając w naszym kierunku dłonie z tym nieszczęsnym przedmiotem na rękach.
- Nie, nie, nie my dziękujemy, wczoraj już zrobiło to na nas wystarczając wrażenie. Za to będziemy jeśli pokażecie nam w którą drogę do Los Angeles.
- Jakim nam Tomlinson? Niby kto mówi, że gdzieś się wybieram i to w dodatku z tobą! - Jade wyszarpnęła rękę, którą nieświadomie wciąż ściskałem w mojej dłoni.
- Ja to mówię! - ta kobieta naprawdę wiedziała jak wyprowadzić mnie z równowagi - Za dużo teraz od ciebie zależy, żebyś kręciła nosem i wołała, że nie chcesz.
- Chcesz mieć support na koncercie, tak? To sam se wystąp!
- Starałem się być miły, ale skoro tak to wygląda, to pogadamy inaczej, krasnalu! - gdy zaczęliśmy się mierzyć wzrokiem nie dało się ukryć, że bez atutu jakim są szpilki, Jade jest ode mnie wyraźnie niższa.
- Łooo, czyli że to niby była twoja lepsza strona?
- Dokładnie. Jeszcze się za nią stęsknisz.
- Wiesz, co? Może idź sobie znajdź jakieś dwunastolatki, które się pozabijają o twój autograf, a mi daj spokój!
- To miała być taka dowcipna uwaga o moich fankach, tak? A teraz pakuj swoją jaśnie wielką dupę w troki i szoruj do LA zanim cię tam kopnę! - moja irytacja przekroczyła wszelkie granice i teraz rozjuszony odwróciłem się w stronę tych pokręconych hipisów. - To jak, wiecie jak się tam dostać, czy nie?!
- Widząc jak beztrosko nakręcacie tę spiralę nienawiści, nie próbując zrozumieć braterstwa swoich dusz, odmawiam w imię harmonijnej równowagi kręgu życia. - oznajmił najstarszy z nich zakładając ręce na piersi, co również uczynili pozostali z nieugiętymi minami.
- COOO? - wyrwało się równocześnie mnie i Jade. Popatrzyliśmy na siebie ze strachem w oczach.
- Jaka spirala nienawiści...? Posłucham, to pomożecie w końcu nam czy nie? - jęknąłem.
- W końcu jesteśmy waszymi bliźnimi. - dodała niebieskowłosa, a ja pokiwałem głową.
- Oczywiście. - wesoła kompania opuściła ręce i znów przybrała swoje beztroskie uśmiechy.
- Ale dopiero gdy wy zbadacie śnieżki swojej duszy. - jedna z kobiet uniosła oskarżycielsko swój palec.
- Coo? - ponownie jęknęliśmy, tym razem o wiele ciszej i o wiele mniej pewni siebie. Czym do cholery są ścieżki duszy?

 _________________________________________________
https://www.youtube.com/watch?v=S5fn1DfqPfA


          Kręcąc głową i nie dowierzając nad pechem, który wciąż się nas trzymał wysiadłam z samochodu, zgodnie z poleceniem policjanta. W ten sposób nigdy nie znajdziemy Louisa i Jade przed jutrzejszym koncertem, ba nawet sami na niego nie dotrzemy. Wciąż mając minę zbitego psa spojrzałam na Horana, który właśnie odbywał burzliwą rozmowę ze stróżem prawa. Czy oni nie rozumieją, że moja przyjaciółka jest teraz pozostawiona na pastwę tego kretyna Tomlinsona?! Widząc, że Malik nie ma zamiaru się ruszyć, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. 
          Odepchnęłam na bok Niall i uśmiechnęłam się kokieteryjnie, wprawiając policjanta w osłupienie. Był młody, ręce mu się trzęsły i było widać, że nie jest doświadczony w robocie. Musiało się udać.
- Przepraszam za to niedorzeczne wykroczenie, panie władzo... - zaczęłam, zbliżając się do niego powoli. W głębi serca byłam rozbawiona jego przerażeniem. Wciąż się uśmiechając delikatnie wyjęłam notes, w którym wypisywał mandat z jego ręki i rzuciłam gdzieś za siebie. Chciał zaprotestować, ale położyłam mu palec na ustach kontynuując mój wywód. - Może pan być spokojny, teraz ja siądę za kierownicą, bo przecież pan wie ile szkody może zdziałać niedoświadczony kierowca... - puściłam do niego oczko, kierując się w stronę samochodu. Zajęłam miejsce kierowcy i skinęłam głową na chłopaków. 
- Co jest grane, do cholery? - warknął Zayn zajmując miejsce z przodu. Cóż, a już łudziłam się, że to Horan tu usiądzie.
- Powiedzmy, że mała zmiana planów. - ucięłam, odpalając równocześnie samochód. Jak to szło? Sprzegło i gaz, czy gaz i sprzęgło? Na szczęście jakoś udało mi się ruszyć, gdy tylko Niall zajął tylnie siedzenie i zatrąbiłam głośno, posyłając przez otwarte okno całusa policjantowi, który ciąż stał jak osłupiały. Śmiejąc się skupiłam wzrok z powrotem na drodze, zauważając równocześnie pełen zażenowania wzrok Malika.
- No co? Nawet nie zapłaciliśmy mandatu! - wzruszyłam ramionami, wrzucając wyższy bieg.
           Odetchnęłam z ulgą na brak dalszych pytań i pretensji. Przez jakiś czas jechaliśmy w ciszy, aż lusterku ujrzałam nachylającą i uśmiechającą się twarz Horana.
- Jakie szczęście, że masz prawo jazdy Pezz.
- Taaa. - mruknęłam niepewnie.
- Bo masz, prawda? - do rozmowy włączył się Malik, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
- No jasne... tak prawie.
- Prawie?!
- No wiesz jeżdżę całkiem spoko. - zaśmiałam się lekko zbyt nerwowo. - Skasowałam w całym życiu tylko jeden samochód. Co prawda, potem nie jeździłam, ale...
- Co? Zatrzymaj się i zjeżdżaj zza kółka! - zaczął panikować Zayn.
- Daj spokój, tylko żartowałam!
- Pezz, nie strasz mnie! Już myślałem, że naprawdę nie masz prawka! - zaśmiał się radośnie Niall. Upss, chyba się nie zrozumieliśmy.
- Żartowałam z tym skasowanym samochodem, Niall. - uśmiechnęłam się przez lusterko do blondyna.
          Zapanowała cisza, gdy w końcu dotarło do nich, że nie mam prawka. W następnej chwili Zayn wydał z siebie bojowy okrzyk, po czym złapał za kierownicę i gwałtownie szarpnął nią w drugą stronę. Straciłam kontrolę nad samochodem, który zjechał na leśne pobocze i mocno szarpnął, gdy zahamował ryjąc cały przód w jakimś błocie. Rozcierając obolałe miejsca, po gwałtownym zjechaniu z trasy spojrzałam z wyrzutem na Mulata.
- Pojebało cię?! - wyrzuciłam z siebie te słowa, starając się by były przepełnione jadem - Mogłeś nas zabić!
- To ty wsiadłaś za kierownicę nie mając prawa jazdy! Jesteś wariatką!
- Ej, uspokójcie się! - Niall postanowił być tym rozsądnym w zastępstwie za Liama i przywołać nas do porządku. - Może lepiej wyjdziecie i pomożecie mi wypchnąć samochód z tego błota?
          Pomysł nie najgorszy, gdyby nie to, że od jakiegoś czasu po prostu leje. Wychodząc z auta poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro wody. Pomimo tego poczłapałam za chłopakami na tył wozu i również zaczęłam pchać. Hednak pomimo tego, że wkładaliśmy w to cały nasz wysiłek, samochód ani drgnął, a my tylko zapadliśmy się po kostki w błoto.
- Świetnie. - mruknęłam do siebie, po czym z całej siły kopnęłam w kałużę błota, która rozprysła się, obryzgując Nialla i Zayna. - Świetnie! I co teraz, panie mądraliński? To wszystko twoja wina!
- Nie doszłoby do tego, gdybyś nie wsiadała za kółko nie potrafiąc prowadzić!
- Potrafię prowadzić!
- To dlaczego nie zdałaś prawa jazdy?
- Bo... - co prawda oblałam je już parę razy, ale on nie musi tego wiedzieć. A już na pewno nie musi wiedzieć tego ode mnie.
- Właśnie tak myślałem. - prychnął mulat i odwrócił się, ignorując mnie. Błąd. Duży błąd. Rozglądając się za czymś, na czym mogłabym się wyżyć spojrzałam na moje trampki, niegdyś w odcieniu jaskrawego różu, a teraz zapadające się coraz głębiej w błoto. Wściekła schyliłam się, by zgarnąć w obie ręce jak najwięcej kleistej substancji i nim zdążyła mi przeciec między palcami, cisnęłam nią w Zayna. Z zadowoleniem patrzyłam jak uprzednio nienagannie ułożone włosy mulata teraz kleją się od błota. Malik nie pozostał mi dłużny rzucając się na mnie niczym byk na torreadora, wywracając mnie przy tym, przez co ugrzęzłam w kałuży. Nie zaprzątałam sobie nawet głowy wstaniem, tylko zagarniałam błoto naokoło mnie, by ciskać nim na oślep w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziałam mulata. On natomiast zaczął kopać w kałuże, z których odpryski leciały, zakrywając mi twarz i oczy.
- Przestańcie! Co wy robicie sytuacja i tak jest beznadziejna bez tego szczeniackiego zachowania! - próbował interweniować Niall, ale nic nie wskórał, bo właśnie rzuciłam się, podcinając Malika i wcierając mu błoto w twarz i we włosy.
          W rezultacie, kiedy w końcu wróciliśmy do samochodu byliśmy cali brudni i przemoczeni, łącznie z Niallem, który też oberwał parę razy podczas rozdzielania nas. Genialny pomysł zadzwońmy po pomoc drogową! także nie wypalił, bo okazało się, że na tym odludziu nie ma zasięgu. Byliśmy więc zmuszeni na nocowanie w aucie, mając do dyspozycji tylko bluzę Liama i plandekę przykrywającą zapasową oponę znalezione w bagażniku. Obrażona zawinęłam się na przednim siedzeniu, owijając się ową bluzą. Te dwa cioły i tak spędzają ze sobą pół życia, więc mogą spać razem z tyłu. Już po chwili zaczęłam się kręcić, nie mogą przyzwyczaić się do klejącego się do mojego ciała ubrania. Bluza, choć za duża nie zakrywała mnie całej, a w dodatku wcale nie dostarczała ciepła. Jakby tego było mało z tyłu zaczęło dochodzić równomierne chrapanie któregoś z chłopaków.
           Zapowiada się długa noc. 
                                                                                                                                                         _____________________________________________________

Urlop regeneracyjny... Pisząc tamtą notkę, nie wiedziałam, że minie prawie rok nim mój rzekomy urlop się skończy. Przyznaję bez bicia, pomimo jak najlepszych chęci blog spokojnie czekał, zapomniany przez wszystkich, aż w końcu go odkopałam i stwierdziłam, że naprawdę uwielbiam tą historię. I chociaż ja wiem jak się skończy, to myślę, że ta opowieść zasługuje, żebyście jej zakończenie poznali także wy. Tak więc wróciłam i czekało mnie zaskoczenie i to jak najbardziej miłe - pozostawiając blog z ośmioma obserwatorami zastałam go z dwunastoma, co znaczy, że wciąż czekacie na kontynuację. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda i oddaję w wasze ręce ten rozdział oraz mnie na publiczne zlinczowanie, na które jak najbardziej zasługuję.