Miłosc Ci wszystko wybaczy - czyli zdradziecki cios z udzialem stosu pogrzebaczy
Możecie mi wierzyć lub nie, ale niepokojąca muzyka w jaką przerodziło się rytmiczne uderzanie w bębenek naprawdę nie rozluźniała napięcia. Sama nazwa ścieżki duszy nie brzmiała dobrze, a w połączeniu z "budowaniem napięcia" przez naszych nowych znajomych - tych popapranych hipisów naprawdę szło dostać gęsiej skórki, albo przynajmniej się wzdrygnąć.
Sprawy nie poprawiało także rozpalone ognisko, do którego starsza z kobiet, jak się okazało zwana Ethel lub jak to lubiła - Niecierpliwa Niebieskooka dosypywała co chwilę tajemniczego proszku, po którym płomienie wybuchały jakąś jaskrawą barwą, by po chwili znów wrócić do swojego normalnego odcieniu. Jak już uprzednio wspominałem - niczym na indiańskiej ceremonii egzekucyjnej.
Z wytłumaczenia samej istoty ścieżek duszy nie zrozumiałem zbyt wiele. Wyłapywałem pojedyncze frazy, takie jak obnażenie swej ludzkiej natury, pojednanie z Matką Ziemią, zgłębienie swej istoty człowieczeństwa i w końcu stanie się panem swego losu poprzez odrodzenie swej duszy. Wszystko brzmiało równie poważnie, jak i absurdalnie wprawiając mnie w pewien niepokój, szczególnie kiedy doszli do kwestii braterstwa krwi. Jakie braterstwo do cholery ja się pytam? I to jeszcze z Jade? Pewnie przenosi jakieś choroby i wymienienie się z nią krwią kończy się wirusowym zapaleniem wątroby typu C, jeśli nie czymś gorszym!
A właśnie, wspominając Jade moja towarzyszka siedziała na przeciwko mnie, po drugiej stronie ogniska i od czasu do czasu znikała mi z oczu, gdy płomienie pod wpływem proszku ponownie wybuchały jaskrawymi kolorami. Ściśnięte usta i założone na piersiach ręce świadczyły, że i ona wcale nie garnie się do zbadania ścieżek swojej duszy, a niepokój na jej twarzy wynika ze śledzenia coraz bardziej intrygujących przygotowań do tego zabiegu.
Nie było więc zaskoczeniem, że kiedy najstarszy z hipisów i jakby przywódca tej małej hordy wkroczył i ustawił przy ognisku dość wysokie barowe krzesło, które na dodatek miało odłamaną jedną nogę poklepując siedzisko zachęcająco by dodać nam odwagi, żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Dopiero kiedy rozradowana Sandy, kolejna pseudo normalna której imię poznałem chwilę temu pociągnęła Jade za rękę wykonując przy tym namawiający gest, niebieskowłosa zdecydowała się wstać. Cóż, może jeśli ona tego nie przeżyje to postanowią nie próbować tego na mnie? Wtedy będę miał podwójny spokój - i od truposza Thirlwall i od walniętych hipisów, których zamkną w pierdlu.
Niebieskowłosa z coraz bardziej widocznym przerażeniem w oczach i na twarzy gestykulowała zawzięcie z Sandy, która zbyła ją machnięciem ręki i zdecydowanie za głośno, bo usłyszałem ją bez problemu odpowiedziała na jej wątpliwości:
- Spokojnie, to tylko pojednanie z bliźnim!
- Ale, ale... co mam robić? - jąkała się zdesperowana Jade i teraz także ją słyszałem wyraźnie.
- Po prostu stań na krześle przeznaczenia - tu Sandy wskazała na ledwo stojący na trzech koślawych nogach stołek barowy i szkoda, że nie widzieliście w tym momencie miny Thirlwall, która wydawała się przerażona samym faktem, że musi stanąć na tym opłakanie prezentującym się meblu i to w dodatku dość blisko ogniska. Wspominałem już, że ta zabawa coraz bardziej mi się podoba? - i wyznaj wszystko czym zawiniłaś wobec braci, sióstr i Matki Ziemii, po czym odwróć się tyłem do nas.
- I...? - wyjaśnienia, które miały uspokoić moją towarzyszkę wyraźnie nie przyniosły jej żadnych kojących odczuć. Znacie powiedzenie wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? Już lubię tych hipisów!
- I rzuć się w ramiona swych bliźnich, którzy złapią Cię w akcie przebaczenia! - niemalże parsknąłem śmiechem widząc kontrast pomiędzy entuzjazmem Sandy, a istną paniką Jade. Przez chwilę spojrzenia moje i niebieskowłosej spotkały się, a wtedy jej mina zrzedła jeszcze bardziej, bo mój wzrok przekazywał tylko jedno: Jeśli myślisz, że będę cię łapał, to jesteś bardziej pierdolnięta niż sądziłem po tym, przez co przeszliśmy przez ostatnie dwa dni.
Choć dotychczas się powstrzymywałem, to nie mogłem już dłużej ukrywać szerokiego uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy, kiedy tylko Jade zbliżyła się do chwiejącego się na trzech krzywych nogach krzesła. Stary hipis Howard szarmancko podał jej dłoń, by pomóc wejść na ten przeżarty przez korniki mebel i mogę przysiąż, że widziałem jak niebieskowłosej drży dłoń gdy przyjmowała jego wsparcie. Kiedy już stanęła na owym krześle przeznaczenia, to zachwiało się niebespiecznie powodując jej pisk, ale jednak - ku mojemu wielkiemu ubolewaniu - nie obaliło się ono wprost na płonące ognisko.
Gdy tylko Jade złapała w miarę możliwości równowagę na krześle hipisi ustawili się pod nim, czekając na wygłoszone przez nią ubolewania nad wyrządzonymi dotychczas krzywdami. Ja także podniosłem się z ziemi, otrzepując spodnie z piachu i dołączyłem do małego tłumu, zachęcony przez Ethel - a nie, przepraszam Niecierpliwą Niebieskooką.
- No więc... w podstawówce miałam dwie przyjaciółki Janis i Tanyę i kiedy miałyśmy usiąść w autobusie na wycieczkę usiadłam z Tanyą, a Janis siedziała sama... i w drodze powrotnej zapytała się mnie, czy teraz ona może usiąść z Tanyą. No właśnie, a ja... udałam, że nie słyszę jak pyta i rzuciłam coś w stylu: Przepraszam, mówiłaś coś, bo straszny hałas i nie usłyszałam? No i Janis powiedziała, że nic nie mówiła, bo chyba głupio jej było się pytać znowu i dalej siedziała sama... A kiedy na zakończenie podstawówki mama Tanyi pozwoliła jej zrobić sobie ombre na włosach byłam zazdrosna, bo mi rodzice nie pozwalali się farbować... I kiedy miałam jej pomóc zamieniłam farby i na apel poszła we włosach od ramion w dół zafarbowanych na zielono... A w pierwszej klasie szkoły średniej...
- O Boże nikt nie prosił Cię o streszczanie swojego życia... - parsknąłem, zwracając na siebie spojrzenia wszystkich. No co, nie mamy całego dnia, wieczorem musimy być w Los Angeles na koncercie!
- A ciebie nikt nie prosił o wtrącanie się! - urażona przerwaniem jej wypowiedzi dziewczyna chciała machnąć w moją stronę jakimś wulgarnym gestem, ale krzesło ponownie zachwiało się, przez co musiała walczyć o równowagę.
- Taak? Po prostu przyznaj, że jesteś żałosną i nic nie wartą dziewuchą, która nigdy nic nie osiągnie poza ewentualnym zdobyciem pracy na zmywaku, więc zazdrości naokoło wszystkim, którym w przeciwieństwie do niej coś się w życiu udało!
- Świetnie! Wiesz co, Louis? Tak, przepraszam, że nazywałam cię bogatym skurwielem, bo to nie twoja wina, że jesteś bogaty. Właściwie to, że jesteś takim dupkiem i zepsutym dzieciakiem, który musi wyżywać się na wszystkich dookoła, nawet na twoich przyjaciołach z zespołu to pewnie też nie twoja wina, prawda? Może jeszcze mi powiesz, że to przez twoich rodziców, bo nie nauczyli cię, że trzeba mówić przepraszam, kiedy się kokoś niechcący potrąci, albo no nie wiem... przyrąbie się mu drzwiami w toalecie? W każdym razie ja bardzo cię przepraszam za zawinienie twej osobie. Pewnie byłam zbyt zaślepiona zazdrością o twój sukces i przez to nie mogłam cię zaakceptować takiego jaki jesteś - Louisem Tomlinsonem, cynicznym sukinsynem, który ma wszystkich w dupie.
To rzekłszy, odwróciła się uniosła ręce do góry i z okrzykiem Ajajajajaj! przypominającym wycie dzikiego zwierzęcia rzuciła się wprost w wyciągnięte ręce hipisów, którzy wiwatując obiegli z nią kółko wokół polany i ogniska.
Kiedy stawiałem stopę na wciąż chyboczącym się po zeskoku Jade krześle z tyłu mojej głowy wciąż rozbrzmiewały jej ociekające jadem słowa: zepsuty dzieciak... cyniczny sukinsyn, który ma wszystkich w dupie... Jednak wtedy w mym umyśle zaświtała ponownie myśl, która zagościła w nim już dawno. Bo przecież Thirlwall to w końcu tylko kolejna nic nie warta i w dodatku wścibska kobieta. No właśnie. I niech się pieprzy razem ze wszystkimi kobietami, bo nie potrzebuję żadnej z nich.
Z tą właśnie myślą w głowie i uśmiechem na twarzy od razu pewnie stanąłem na obżartym przez korniki meblu.
Niebieskowłosa z coraz bardziej widocznym przerażeniem w oczach i na twarzy gestykulowała zawzięcie z Sandy, która zbyła ją machnięciem ręki i zdecydowanie za głośno, bo usłyszałem ją bez problemu odpowiedziała na jej wątpliwości:
- Spokojnie, to tylko pojednanie z bliźnim!
- Ale, ale... co mam robić? - jąkała się zdesperowana Jade i teraz także ją słyszałem wyraźnie.
- Po prostu stań na krześle przeznaczenia - tu Sandy wskazała na ledwo stojący na trzech koślawych nogach stołek barowy i szkoda, że nie widzieliście w tym momencie miny Thirlwall, która wydawała się przerażona samym faktem, że musi stanąć na tym opłakanie prezentującym się meblu i to w dodatku dość blisko ogniska. Wspominałem już, że ta zabawa coraz bardziej mi się podoba? - i wyznaj wszystko czym zawiniłaś wobec braci, sióstr i Matki Ziemii, po czym odwróć się tyłem do nas.
- I...? - wyjaśnienia, które miały uspokoić moją towarzyszkę wyraźnie nie przyniosły jej żadnych kojących odczuć. Znacie powiedzenie wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? Już lubię tych hipisów!
- I rzuć się w ramiona swych bliźnich, którzy złapią Cię w akcie przebaczenia! - niemalże parsknąłem śmiechem widząc kontrast pomiędzy entuzjazmem Sandy, a istną paniką Jade. Przez chwilę spojrzenia moje i niebieskowłosej spotkały się, a wtedy jej mina zrzedła jeszcze bardziej, bo mój wzrok przekazywał tylko jedno: Jeśli myślisz, że będę cię łapał, to jesteś bardziej pierdolnięta niż sądziłem po tym, przez co przeszliśmy przez ostatnie dwa dni.
Choć dotychczas się powstrzymywałem, to nie mogłem już dłużej ukrywać szerokiego uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy, kiedy tylko Jade zbliżyła się do chwiejącego się na trzech krzywych nogach krzesła. Stary hipis Howard szarmancko podał jej dłoń, by pomóc wejść na ten przeżarty przez korniki mebel i mogę przysiąż, że widziałem jak niebieskowłosej drży dłoń gdy przyjmowała jego wsparcie. Kiedy już stanęła na owym krześle przeznaczenia, to zachwiało się niebespiecznie powodując jej pisk, ale jednak - ku mojemu wielkiemu ubolewaniu - nie obaliło się ono wprost na płonące ognisko.
Gdy tylko Jade złapała w miarę możliwości równowagę na krześle hipisi ustawili się pod nim, czekając na wygłoszone przez nią ubolewania nad wyrządzonymi dotychczas krzywdami. Ja także podniosłem się z ziemi, otrzepując spodnie z piachu i dołączyłem do małego tłumu, zachęcony przez Ethel - a nie, przepraszam Niecierpliwą Niebieskooką.
- No więc... w podstawówce miałam dwie przyjaciółki Janis i Tanyę i kiedy miałyśmy usiąść w autobusie na wycieczkę usiadłam z Tanyą, a Janis siedziała sama... i w drodze powrotnej zapytała się mnie, czy teraz ona może usiąść z Tanyą. No właśnie, a ja... udałam, że nie słyszę jak pyta i rzuciłam coś w stylu: Przepraszam, mówiłaś coś, bo straszny hałas i nie usłyszałam? No i Janis powiedziała, że nic nie mówiła, bo chyba głupio jej było się pytać znowu i dalej siedziała sama... A kiedy na zakończenie podstawówki mama Tanyi pozwoliła jej zrobić sobie ombre na włosach byłam zazdrosna, bo mi rodzice nie pozwalali się farbować... I kiedy miałam jej pomóc zamieniłam farby i na apel poszła we włosach od ramion w dół zafarbowanych na zielono... A w pierwszej klasie szkoły średniej...
- O Boże nikt nie prosił Cię o streszczanie swojego życia... - parsknąłem, zwracając na siebie spojrzenia wszystkich. No co, nie mamy całego dnia, wieczorem musimy być w Los Angeles na koncercie!
- A ciebie nikt nie prosił o wtrącanie się! - urażona przerwaniem jej wypowiedzi dziewczyna chciała machnąć w moją stronę jakimś wulgarnym gestem, ale krzesło ponownie zachwiało się, przez co musiała walczyć o równowagę.
- Taak? Po prostu przyznaj, że jesteś żałosną i nic nie wartą dziewuchą, która nigdy nic nie osiągnie poza ewentualnym zdobyciem pracy na zmywaku, więc zazdrości naokoło wszystkim, którym w przeciwieństwie do niej coś się w życiu udało!
- Świetnie! Wiesz co, Louis? Tak, przepraszam, że nazywałam cię bogatym skurwielem, bo to nie twoja wina, że jesteś bogaty. Właściwie to, że jesteś takim dupkiem i zepsutym dzieciakiem, który musi wyżywać się na wszystkich dookoła, nawet na twoich przyjaciołach z zespołu to pewnie też nie twoja wina, prawda? Może jeszcze mi powiesz, że to przez twoich rodziców, bo nie nauczyli cię, że trzeba mówić przepraszam, kiedy się kokoś niechcący potrąci, albo no nie wiem... przyrąbie się mu drzwiami w toalecie? W każdym razie ja bardzo cię przepraszam za zawinienie twej osobie. Pewnie byłam zbyt zaślepiona zazdrością o twój sukces i przez to nie mogłam cię zaakceptować takiego jaki jesteś - Louisem Tomlinsonem, cynicznym sukinsynem, który ma wszystkich w dupie.
To rzekłszy, odwróciła się uniosła ręce do góry i z okrzykiem Ajajajajaj! przypominającym wycie dzikiego zwierzęcia rzuciła się wprost w wyciągnięte ręce hipisów, którzy wiwatując obiegli z nią kółko wokół polany i ogniska.
Kiedy stawiałem stopę na wciąż chyboczącym się po zeskoku Jade krześle z tyłu mojej głowy wciąż rozbrzmiewały jej ociekające jadem słowa: zepsuty dzieciak... cyniczny sukinsyn, który ma wszystkich w dupie... Jednak wtedy w mym umyśle zaświtała ponownie myśl, która zagościła w nim już dawno. Bo przecież Thirlwall to w końcu tylko kolejna nic nie warta i w dodatku wścibska kobieta. No właśnie. I niech się pieprzy razem ze wszystkimi kobietami, bo nie potrzebuję żadnej z nich.
Z tą właśnie myślą w głowie i uśmiechem na twarzy od razu pewnie stanąłem na obżartym przez korniki meblu.
_________________________________________________
Mruknęłam i spróbowałam przekręcić się na drugą stronę czując mocne i nieregularne szarpanie moim niemalże bezwładnym ciałem. Było to jednak niemożliwe ponieważ uciążliwe wstrząsy nie ustawały, w dodatku ktoś zaczął nawoływać moje imię:
- Perrie... Halooo Pezz! Obudź się! - dźwięki męczące moje uszy nie ustawały, dlatego zdecydowałam się delikatnie otworzyć najpierw jedno oko, a dopiero potem drugie, co jednak okazało się błędem bo promienie słoneczne zmusiły mnie do ponownego ich zamknięcia. W rezultacie musiałam intensywnie mrugać, by pozbyć się ciemnych plam utrudniających mi jakiekolwiek widzenie. Gdy w końcu uporałam się ze swoim wzrokiem potrząsnęłam lekko głową żeby się rozbudzić i jakież było moje zdumienie kiedy zobaczyłam pochylonego nade mną Stylesa, który wyglądał na wyraźnie zniecierpliwionego. Ponownie potrząsnęłam głową, tym razem intensywniej będąc pewna że moja chora i zaspana wyobraźnia płata mi figla, kiedy jednak Harry nie zniknął z moich oczu zapytałam zmęczonym głosem w którym wyczuć można było nutkę irytacji - w końcu ten zepsuty toster obudził mnie bez podania jakiegokolwiek dobrego powodu, nie licząc już tego, że nie ma takiego powodu, który ma prawo mnie obudzi.
- Co do cholery?
- Chyba ja powinienem zadać Ci to samo pytanie, Pezz. - na jego odpowiedź robię wielkie, zdziwione oczy, na co Harry spogląda wymownie na moją klatkę piersiową. Podążam za wzrokiem Stylesa, już otwierając buzię i chcąc powyzywać go od najgorszych zboków i shi tzu uwieszających się na cudzych nogach w dwuznacznej, a właściwie zupełnie jednoznacznej pozycji, kiedy... Dobry boże! Siedzę sobie tutaj, na samochodowym siedzeniu w męskiej bluzie, która jest do połowy rozpięta wystawiając na publiczny widok mój czarny, koronkowy stanik, którego jak by tego było mało ramiączko zsunęło mi się z ramienia!
Nagle przypominam sobie całą sytuację z poprzedniego wieczoru. Akcja ratunkowa, deszcz, samochód, błoto... W lekkiej panice rozglądam się za moją bluzką, która zwinięta i ubłocona leży gdzieś pod moimi nogami. No tak, po pamiętnych zapasach z Zaynem, które na nasze obopólne nieszczęście odbyły się pośrodku jakiejś cholernej kałuży moje przemoknięte do suchej nitki ubrania doprowadzały mnie do drżenia z zimna, a że bluza założona na mokrą koszulkę, która przylepiła się do mojego ciała wcale nie dawała wiele ciepła, to postanowiłam ją zdjąć, kiedy tylko wścibski wzrok chłopaków pójdzie spać razem z nimi. Jenak na moje nieszczęście zamek postanowił spłatać mi figla i teraz ukazywał mój stanik w pełnej krasie. Czym prędzej zapięłam więc bluzę, z pośpiechu zacinając sobie brodę tutaj wyrazy współczucia dla wszystkich, którym się to kiedykolwiek przytrafiło, bo boli jak cholera.
Wracając do pytania Stylesa, zaczęłam nerwowo się jąkać:
- Eee.... no, wiem jak to wygląda, ale... Ale...Ja tylko spałam...
- No właśnie, spałaś... - łobuzerski uśmiech Harry'ego nie świadczył o niczym dobry - A może przy okazji to możespałaś z Zaynem i Niall'em?
- Cooo? Czyś ty pił po drodze szalej? - odepchnęłam nachylającego się w samochodowych drzwiach Stylesa i wyszłam na świeże powietrze, upewniając się przy tym, że zamek bluzy na pewno jest zapięty pod samą szyję. Zauważyłam stojącego obok drugiego samochodu Liama, który machał do mnie uradowany jak dziecko po odnalezieniu swojej zaginionej zabawkę.
- No wiesz, nie chcę nic sugerować, ale twój wygląd mówi sam za siebie... Wiesz, wujkowi Stylesowi możesz zaufać. - ciągnął Harry, na co tylko popukałam się wymownie palcem w czoło, po czym odmachałam Liamowi. - Wiem gdzie dostać tabletki dzień po.
Tego było już zdecydowanie za wiele.
- Z. Nikim. Nie. Spałam. - powiedziałam zirytowana, akcentując po kolej każde słowo, tak by do Harry'ego w końcu coś dotarło. Boże, on naprawdę myśli, że mogłabym się przespać z Niallem, albo - uchowaj mnie boże! - z Zaynem?!
- Z nikim? Czyli co, jesteś dziewicą? - wypalił wcale nie zniechęcony do dalszej rozmowy Styles, na co już miałam wybuchnąć wściekłością, ale przerwał nam Andy - taa, jeszcze tego tutaj brakowało - który ślizgając się po nie do końca zaschniętych kałużach błota, co chwila albo unosił telefon ku niebu, albo przykładał go do ucha i wypowiadał kilka słów, po czym znów był zmuszony powtórzyć czynność pierwszą łudząc się przy tym, że znajdzie jakikolwiek zasięg.
- Tak, Paul znalazłem ich! - tutaj nastąpiła krótka przerwa w pogoni za zasięgiem - Nie, nie wszystkich! Co mówisz? Słabo słyszę! - wspominałam już, że to zabawne oglądać zdesperowanego Andy'ego wymachującego telefonem nad głową? - Wiem, wieczorem koncert! Znajdę ich? Coo? Dwie godziny? Ale zaraz, Paul poczekaj...!
W tym momencie połączenie przerwało się ale czy z baraku zasięgu, czy z inicjatywy drugiego rozmówcy - to już tylko sam Andy wie. W każdym razie rozmowa co najmniej nie wyglądała na towarzyską, a załamany wygląd naszego menadżera, który z miną zbitego psa wpatrywał się z niedowierzaniem w komórkę przemawiał sam za siebie.
Jednak każdego z nas rozbudził przeraźliwy wrzask i nawet Andy oderwał się od telefonu, gdy z pobliskiego samochodu wybiegły dwie niepokojąco wyglądające dziewczyny i jeszcze bardziej niepokojąco krzyczące - znane wam lepiej jako Leigh-Anne Pinnock i Jessica Nelson. Usłyszałam także głośne przekleństwo - to któryś z chłopaków gwałtownie się obudzi i zarył swym pustym czerepem w dach auta, w którym spaliśmy. Chyba żadne z was się nie zdziwi, gdy nadmienię, że całego serca mam nadzieję, że to był Zayn.
- Zobaczcie co spadło wraz z ulewą! - zaczęła Jesy, przybierając przy tym naszą pieśniarską postawę - oparły się z Leight swoimi plecami o siebie nawzajem, unosząc przy tym ręce do ust, udając przy tym, że trzymają mikrofony. Równocześnie ja, kontynuując nasze przywitanie oparłam się na prawej nodze, wyginając przy tym biodro na tą stronę i uginając lewą nogę. Jedną z rąk uniosłam w górę, charakterystycznie układając palce, a skierowałam ku twarzy, tak jakbym właśnie śpiewała do mikrofonu.
- Na jedną... - zaczęłam głośno, a Leigh dokończyła jeszcze głośniej:
- I tylko jeną noc!
- Przed państwem... - kontynuowała Jesy, po czym wydarłyśmy się wszystkie, nie zwracając uwagi, że po skraju lasu niesie się echo:
- LITTLE MIX!
To co później się stało trudno opisać, ponieważ podbiegłyśmy do siebie dość falowanym torem, jakbyśmy po pijaku nie potrafiły utrzymać chodu w linii prostej wymachując przy tym rękami i piszcząc jak dziewczynki w podstawówce, by po spotkaniu złożyć nasze ręce jedna na drugiej i chodząc w wąskim kółku wołać:
- Little Mix! Śpią cały boży dzień i balują przez noc! - napomknę jeszcze, że zwieńczeniem tego przywitania było zdecydowanie zbyt mocne zderzenie się tyłkami, bo duży mięsień pośladkowy Jesy wypchnął drobną Leight tak, że aż upadła na kolana, co oczywiście nie przeszkodziło jej w dalszym śmianiu się.
- No, to gdzie Jade, nie przywita się jak przyzwoity człowiek? - wypaliła dalej uradowana mulatka.
- Zaraz, zaraz... Jade? - uśmiechy zaczęły powoli schodzić nam z twarzy. - To nie ma jej z wami?
- Przecież pojechaliście ich szukać! - w głosie Jesy dało się wyczuć nie tyle wyrzuty, co nutę zdenerwowania.
- Tak, wiem, ale tu utknęliśmy! Myślałam, że skoro tu po nas przyjechaliście to macie ich już ze sobą!
Powoli wokół nas zaczęli się zbierać także chłopacy, by zrobić tak zwaną burzę mózgów. Sprawy wcale nie poprawiał Andy, który zachowywał się jakby stracił zdolność racjonalnego myślenia - o ile kiedykolwiek taką posiadał - i wciąż powtarzał tylko: Dwie godziny, dwie godziny.
- To co robimy? - zapytała konkretnie Jesy.
- Wracamy? - odpowiedział wyraźnie jeszcze nie do końca rozbudzony Niall, bo w jego głosie dało się słyszeć zmęczenie. W przekonaniu utwierdziło mnie tym bardziej to, że potem ziewnął potężnie.
- Ocipiałeś?! Wieczorem mamy koncert, a skoro do tej pory sami nie wrócili, to nie ma na co liczyć! - wtrąciłam, ale nie miałam z kim dyskutować, bo Niall właśnie dławił się jakimś komarem, który wleciał mu do otwartej buzi. Obrzydliwe!
- No to co proponujesz blondyna? Wiesz rozumiem, że przez kolor włosów wybaczają Ci większość głupot jakie popełniasz w życiu, ale tym razem nie mamy czasu na pomyłki! - krytyka wszystkiego, złośliwe docinki i jak zwykle brak lepszego pomysłu. Czyli tak, dobrze się domyślacie - głos zabrał pan Zayn Malik.
- Na czekanie aż Jade z Louisem w końcu wrócą też nie mamy czasu!
- Perrie ma racje, musimy ich znaleźć. - sytuacje postanowił opanować Liam. Chyba powoli zaczynam rozumieć, dlaczego wołają na niego Daddy - faktycznie to zawsze on ma ostatnie zdanie i jest mediatorem. Jednak Zaynowi nie przypadło chyba do gustu to, że popiera mój pomysł bo teatralnie przewrócił oczami i pokręcił głową z niedowierzaniem. Podsumowaniem zebrania było wyszeptanie przez Andy'ego: Dwie godziny... Dał mi dwie godziny... No cóż przynajmniej nasz menadżer był w takim stanie, że nie mógł oponować, co na pewno by zrobił, gdyby docierało do niego cokolwiek.
- Więc misja rozpoczęta! - zakrzyknęła Leight, która zbyt dużo razy oglądała Mission Impossible, by wpatrywać się w Toma Cruisa i teraz wychodziło to na jaw. - Do samochodu, czas sprawdzić nasz sprzęt!
Właściwie nie wiem, skoro ustaliliśmy że chłopaki jadą z Andym samochodem Nialla - który swoją drogą wypchnęliśmy z błota - a my z Harrym, który w przeciwieństwie do mnie miał prawo jazdy drugim autem to po jaką cholerę poszliśmy za Leight, w celu skompletowania sprzętu na akcję? Widocznie mulatka nie jest jedynym fanem serii filmów z Tomem Cruisem. Niestety jedyne co znaleźliśmy w bagażniku pojazdu Hazzy - który on pieszczotliwie nazywał Carla - to sterta... pogrzebaczy?
- Pogrzebacze? Po co Ci pogrzebacze, do jasnej ciasnej? - wybuchnęła Jesy obracając w ręku jeden z nich, po czym ciskając nim w resztę stosu, który wydał przeraźliwy hałas walącej się sterty złomu.
- No wiesz nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą... - zaczął kręcić Styles, ale napotykając nie znoszący sprzeciwów wzrok Liama westchnął - No dobra! Może i przegrałem zakład z Niallem, że nie poderwę dziewczyny na skład pogrzebaczy!
Kręcąc głową wzięłam do ręki jeden z metalowych przedmiotów i ważyłam go chwilę w dłoni. Chwyciłam go za drewnianą rączkę na końcówce, stwierdzając, że wcale nie jest ciężki.
- No cóż... - pokiwałam zachęcająco głową do mojego nowego oddziału ratunkowego - Ruszajmy na pomoc przyjaciołom! - zakończyłam z wypiętą dumnie piersią i zamachnęłam się zamaszyście pogrzebaczem do tyłu. To jednak okazało się błędem.
Głuchy odgłos uderzenia i cichy jęk upewnił mnie w przekonaniu, że niechcący znokautowałam Zayna Malika.
- Tak, Paul znalazłem ich! - tutaj nastąpiła krótka przerwa w pogoni za zasięgiem - Nie, nie wszystkich! Co mówisz? Słabo słyszę! - wspominałam już, że to zabawne oglądać zdesperowanego Andy'ego wymachującego telefonem nad głową? - Wiem, wieczorem koncert! Znajdę ich? Coo? Dwie godziny? Ale zaraz, Paul poczekaj...!
W tym momencie połączenie przerwało się ale czy z baraku zasięgu, czy z inicjatywy drugiego rozmówcy - to już tylko sam Andy wie. W każdym razie rozmowa co najmniej nie wyglądała na towarzyską, a załamany wygląd naszego menadżera, który z miną zbitego psa wpatrywał się z niedowierzaniem w komórkę przemawiał sam za siebie.
Jednak każdego z nas rozbudził przeraźliwy wrzask i nawet Andy oderwał się od telefonu, gdy z pobliskiego samochodu wybiegły dwie niepokojąco wyglądające dziewczyny i jeszcze bardziej niepokojąco krzyczące - znane wam lepiej jako Leigh-Anne Pinnock i Jessica Nelson. Usłyszałam także głośne przekleństwo - to któryś z chłopaków gwałtownie się obudzi i zarył swym pustym czerepem w dach auta, w którym spaliśmy. Chyba żadne z was się nie zdziwi, gdy nadmienię, że całego serca mam nadzieję, że to był Zayn.
- Zobaczcie co spadło wraz z ulewą! - zaczęła Jesy, przybierając przy tym naszą pieśniarską postawę - oparły się z Leight swoimi plecami o siebie nawzajem, unosząc przy tym ręce do ust, udając przy tym, że trzymają mikrofony. Równocześnie ja, kontynuując nasze przywitanie oparłam się na prawej nodze, wyginając przy tym biodro na tą stronę i uginając lewą nogę. Jedną z rąk uniosłam w górę, charakterystycznie układając palce, a skierowałam ku twarzy, tak jakbym właśnie śpiewała do mikrofonu.
- Na jedną... - zaczęłam głośno, a Leigh dokończyła jeszcze głośniej:
- I tylko jeną noc!
- Przed państwem... - kontynuowała Jesy, po czym wydarłyśmy się wszystkie, nie zwracając uwagi, że po skraju lasu niesie się echo:
- LITTLE MIX!
To co później się stało trudno opisać, ponieważ podbiegłyśmy do siebie dość falowanym torem, jakbyśmy po pijaku nie potrafiły utrzymać chodu w linii prostej wymachując przy tym rękami i piszcząc jak dziewczynki w podstawówce, by po spotkaniu złożyć nasze ręce jedna na drugiej i chodząc w wąskim kółku wołać:
- Little Mix! Śpią cały boży dzień i balują przez noc! - napomknę jeszcze, że zwieńczeniem tego przywitania było zdecydowanie zbyt mocne zderzenie się tyłkami, bo duży mięsień pośladkowy Jesy wypchnął drobną Leight tak, że aż upadła na kolana, co oczywiście nie przeszkodziło jej w dalszym śmianiu się.
- No, to gdzie Jade, nie przywita się jak przyzwoity człowiek? - wypaliła dalej uradowana mulatka.
- Zaraz, zaraz... Jade? - uśmiechy zaczęły powoli schodzić nam z twarzy. - To nie ma jej z wami?
- Przecież pojechaliście ich szukać! - w głosie Jesy dało się wyczuć nie tyle wyrzuty, co nutę zdenerwowania.
- Tak, wiem, ale tu utknęliśmy! Myślałam, że skoro tu po nas przyjechaliście to macie ich już ze sobą!
Powoli wokół nas zaczęli się zbierać także chłopacy, by zrobić tak zwaną burzę mózgów. Sprawy wcale nie poprawiał Andy, który zachowywał się jakby stracił zdolność racjonalnego myślenia - o ile kiedykolwiek taką posiadał - i wciąż powtarzał tylko: Dwie godziny, dwie godziny.
- To co robimy? - zapytała konkretnie Jesy.
- Wracamy? - odpowiedział wyraźnie jeszcze nie do końca rozbudzony Niall, bo w jego głosie dało się słyszeć zmęczenie. W przekonaniu utwierdziło mnie tym bardziej to, że potem ziewnął potężnie.
- Ocipiałeś?! Wieczorem mamy koncert, a skoro do tej pory sami nie wrócili, to nie ma na co liczyć! - wtrąciłam, ale nie miałam z kim dyskutować, bo Niall właśnie dławił się jakimś komarem, który wleciał mu do otwartej buzi. Obrzydliwe!
- No to co proponujesz blondyna? Wiesz rozumiem, że przez kolor włosów wybaczają Ci większość głupot jakie popełniasz w życiu, ale tym razem nie mamy czasu na pomyłki! - krytyka wszystkiego, złośliwe docinki i jak zwykle brak lepszego pomysłu. Czyli tak, dobrze się domyślacie - głos zabrał pan Zayn Malik.
- Na czekanie aż Jade z Louisem w końcu wrócą też nie mamy czasu!
- Perrie ma racje, musimy ich znaleźć. - sytuacje postanowił opanować Liam. Chyba powoli zaczynam rozumieć, dlaczego wołają na niego Daddy - faktycznie to zawsze on ma ostatnie zdanie i jest mediatorem. Jednak Zaynowi nie przypadło chyba do gustu to, że popiera mój pomysł bo teatralnie przewrócił oczami i pokręcił głową z niedowierzaniem. Podsumowaniem zebrania było wyszeptanie przez Andy'ego: Dwie godziny... Dał mi dwie godziny... No cóż przynajmniej nasz menadżer był w takim stanie, że nie mógł oponować, co na pewno by zrobił, gdyby docierało do niego cokolwiek.
- Więc misja rozpoczęta! - zakrzyknęła Leight, która zbyt dużo razy oglądała Mission Impossible, by wpatrywać się w Toma Cruisa i teraz wychodziło to na jaw. - Do samochodu, czas sprawdzić nasz sprzęt!
Właściwie nie wiem, skoro ustaliliśmy że chłopaki jadą z Andym samochodem Nialla - który swoją drogą wypchnęliśmy z błota - a my z Harrym, który w przeciwieństwie do mnie miał prawo jazdy drugim autem to po jaką cholerę poszliśmy za Leight, w celu skompletowania sprzętu na akcję? Widocznie mulatka nie jest jedynym fanem serii filmów z Tomem Cruisem. Niestety jedyne co znaleźliśmy w bagażniku pojazdu Hazzy - który on pieszczotliwie nazywał Carla - to sterta... pogrzebaczy?
- Pogrzebacze? Po co Ci pogrzebacze, do jasnej ciasnej? - wybuchnęła Jesy obracając w ręku jeden z nich, po czym ciskając nim w resztę stosu, który wydał przeraźliwy hałas walącej się sterty złomu.
- No wiesz nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą... - zaczął kręcić Styles, ale napotykając nie znoszący sprzeciwów wzrok Liama westchnął - No dobra! Może i przegrałem zakład z Niallem, że nie poderwę dziewczyny na skład pogrzebaczy!
Kręcąc głową wzięłam do ręki jeden z metalowych przedmiotów i ważyłam go chwilę w dłoni. Chwyciłam go za drewnianą rączkę na końcówce, stwierdzając, że wcale nie jest ciężki.
- No cóż... - pokiwałam zachęcająco głową do mojego nowego oddziału ratunkowego - Ruszajmy na pomoc przyjaciołom! - zakończyłam z wypiętą dumnie piersią i zamachnęłam się zamaszyście pogrzebaczem do tyłu. To jednak okazało się błędem.
Głuchy odgłos uderzenia i cichy jęk upewnił mnie w przekonaniu, że niechcący znokautowałam Zayna Malika.
_________________________________________________
Nic nie zapowiadało się dobrze. Akcja ratunkowa została odwołana, a raczej przybrała z lekka inny wymiar - musieliśmy dostarczyć nieprzytomnego Zayna do szpitala. Na horyzoncie nie było widać ani cienia Jade i Louisa, w dodatku Paul poszedł załatwiać odwołanie koncertu. Jeśli tak ma się zapowiadać nasza trasa koncertowa, to skończymy naszą karierę równie szybko, co ją zaczęłyśmy. Na domiar złego jakieś piętnaście minut temu pogotowie odstawiło Zayna. Podobno to tylko rozbita głowa i za parę dni zdejmą mu szwy, ale skutek jednak jest - mulat nie wrócił w tym samym stanie, w jakim wybierał się do szpitala, o czym zresztą zaraz się przekonacie.
- Hejo! - zawołała radośnie Leight, chodząc do pokoju z tacą pełną parujących kubków.Chyba tylko ona potrafiła w tym momencie pozostać uśmiechnięta. - Ponieważ wygląda na to, że mamy wolny wieczór, skoczyłam do sklepu i zrobiłam nam kawę! Jest tu jakbym komuś zrobiła za słabą. - poszerzyła uśmiech stawiają na stole słoik i kładąc obok łyżeczkę.
- Co my tu mamy? - zupełnie oderwany od rzeczywistości Zayn porwał słoik ze stołu, przybliżając go nienaturalnie blisko twarzy, by przeczytać etykietę.
- Kawę, jak widzisz. - wzruszyła ramionami Leight.
- Nigdy nie spotkałem się z tym producentem. Czy to jakaś z fusami?
- Eee... Rozpuszczalna?
Tu ciekawość Zayna eksplodowała. Boże, czy w tym szpitalu ktoś przyłożył mu jeszcze raz, tylko mocniej? A może jednak to wstrząs mózgu?
- O! To ta, którą wystarczy zalać wrzątkiem? Ta sławna kawa zwykłych ludzi?
- Pamiętasz? To tak której używaliśmy jako biedacy, kiedy brakło nam czasu na mielenie ziaren. - wtrącił się Harry, także przyglądający się kawie, jak jakiemuś nadzwyczajnemu eksponatowi.
Taa, zwykłych ludzi.Cholerne bogate skurwysyny, forsa faktycznie przewraca w dupie.
- Mądrość plebsu. - kontynuował Zayn. - Dwa dolary za sto gram? Nadzwyczajna cena!
- Jak trzeba to pójdę z Leight i kupimy inną - zirytowana przerwałam ten bezsensowny wywód tych idiotów. Tak rozumiem, śpią na forsie, ale bez przesady! - Przepraszam za przyjaciółkę, że nie kupiła bardzo drogiej kawy ziarnistej! - dodałam z nutą ironii w głosie, wyrywając mulatowi słoik z ręki.
- Nie, czekaj! Wypróbuje ją! - tutaj na oświadczenie Zayna przysłuchujący się rozmowie Harry i Niall wpierw otwarli buzie ze zdziwienia, po czym z podziwem zaczęli bić prawo. - Spróbuję jej! W porządku, Perrie! Chodź tutaj i podaj nam kawę społecznych nizin!
Z szeptem: Bogate sukinsyny... podałam każdemu z nich filiżankę. Teraz przez następne pół godziny będę mieli ubaw pijąc... jak to szło? A, kawę społecznych nizin! Z dalszymi pomrukami pod nosem na ich temat usiadłam na kanapie. Oparłam głowę na ręce, przyciągając przy tym policzek i otwierając usta ziewając przeciągle.
- Cóż to za mina! Młoda damo z takim obyciem nie zdobędziesz powodzenia u nikogo! - zza oparcia za moimi plecami wychylił się Zayn. O boże, znowu on! Chyba już wolałam jak był po prostu chamem.
- Zasadniczo mam to gdzieś. - próbowałam go zbyć.
- Cóż mówisz! To bardzo ważna misja! Uszczęśliwianie innych to nadrzędny cel każdego dobrze wychowanego młodziana! - już chciałam mu przerwać, bo żaden ze mnie młodzian, ale uznałam, że im szybciej skończy, tym szybciej będę miała spokój.
- To według ciebie takie ważne? - mruknęłam wprawiając Zayna w osłupienie. - Wygląd... ważne to co ma się w środku, prawda? - postanowiłam zabłysnąć stosując się do cytatu z Małego Księcia: Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Ha, czytało się lektury!
- Cóż za okropieństwa prawisz... - Malik teatralnie złapał się za serce. - Bóg czasem stwarza perfekcyjne istoty z perfekcyjnym wnętrzem i aparycją!
- Hę? - byłam coraz bardziej przerażona zachowaniem mulata. Boże, czy ja aż tak uszkodziłam mu głowę?
- Mogę zrozumieć twoją potrzebę pocieszania się w ten sposób. Nie, nie mogłabyś żyć bez tego. Ale dobrze to sobie przemyśl! Czemu wystawiamy w muzeach dzieła sztuki? Tak. Piękne przedmioty wystawione na pokaz, bo taki jest ich obowiązek...
- Jamik słowem określa się takich ludzi? - głowiłam się wy myślach, kiedy Zayn kontynuował wykład:
- ... i dla ludzi łaknących piękna. W pogoni za pięknem pracuję dzień i noc!
- Niech się zastanowię... - dalej szukałam odpowiedniego określenia dla zachowania Malika. - Pomyślmy, co to było...? Hm...
- Może w twoich oczach jest to niepotrzebne, ale pozwól, że przejdę do moich wytwornych technik, których nie używa się w plebsie, z którego pochodzisz. Kiedy stawiasz szklankę, zawsze używaj małego palca jako amortyzatora. W ten sposób nie będzie niepotrzebnego hałasu i będziesz wiedziała, gdzie ją stawiasz. - opowiadał, równocześnie demonstrując poprzez stawianie swojej filiżanki na stoliku. - Czyż nie ma w tym swoistej klasy?
- Może kłopotliwy? Nie, nie mam na niego lepsze określenie... - pustka w głowie doprowadzała mnie do szału.
- Porządny człowiek nie powinien hałasować... Nie! I uwielbiam patrzeć na moje odbicie w lustrze. A na koniec, najlepsze. Spojrzenie z ukosa jest bardzo skuteczne... Twoje serce zaczyna szybciej bić...
- Mam! - klasnęłam uradowana w dłonie ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych członków obu zespołów. - Nieznośny.
Mina Zayna momentalnie zrzedła, powieki zaczęły mu drżeć, a on sam zbladł. Boże, może ma jakiś atak? W następnej chwili, nie wiem nawet jakim sposobem znalazł się po drugiej stronie pokoju siedząc plecami do mnie pod ścianą i obejmując przy tym swoje podciągnięte pod brodę nogi. Niczym obrażone dziecko!
- Co za kłopotliwy osobnik... - mruknęłam ledwo słyszalnie. Mulat zaczął żałośnie kołysać się jak warzywko. - Eeee... Przepraszam? - wykrztusiłam z trudem nie mogąc patrzeć na jego pokrzywdzoną postawę. - Wiesz... Poruszyło mnie to... - ciągnęłam dalej.
Zayn momentalnie wstał, znów posiadając swój szarmancki uśmiech na twarzy, jak gdyby nic się przed chwilą nie stało. Boże, jak ten człowiek to robi.
- Rozumiem, rozumiem! - zakrzyknął uradowany wymierzając we mnie swój palec. - Pozwól, że nauczę Cię więcej moich technik!
- Szybko się otrząsnął. - jęknęłam.
W tym momencie w drzwiach stanęła śmiejąca się Jade z Louisem na ramieniu. Nareszcie! Już myślałam, że nie wrócą sami!
- Jesteście! - zakrzyknął uradowany Liam i zawtórowało mu kilka innych głosów, w tym mój. Jednak już po chwili dało się wyczuć, że jednak nie wszystko jest w porządku.
- Witajcie! Niech miłość i pokój będą z wami! - zakrzyknął Louis opierając się na szatynce, która i tak ledwo stała, po czym zaśmiali się histerycznie.
- Czy wam kompletnie odbiło? - zapytał Harry, wstając przy tym z kanapy.
- Cicho! Owce głosu nie mają - odezwała się Jade i ponownie zaśmiała.
- A to nie były ryby? - Niall zmarszczył brwi.
- Gdzie są te ryby, wszystkie je utopię - wybuchnął groźnie Louis i puścił ramię Jade, co nie było dobrym pomysłem. Zrobił parę kroków, potknął się o nogę stołu i wyłożył jak długi na podłodze, wciąż się śmiejąc. A ja głupia myślałam, że to Zayn ma coś z głową.
- Czy oni są pijani? - zapytał z nutką przerażenia w głosie Niall, ale ja pokręciłam głową.
- Gorzej. - podeszłam do uśmiechającej się do mnie Jade.
- Czyli co? - burknął obrażony za żart dotyczący jego włosów Harry. Spojrzałam w rozszerzone źrenice mojej przyjaciółki i wiedziałam, że nadzieje na odbycie się wieczornego koncertu zostały pogrzebane głęboko pod ziemią.
- Naćpali się. - wyjaśniłam.
Jak zwykle muszę zawitać z przeprosinami - ponownie wyszła mi ponad miesięczna przerwa. Rozdział pisałam długo i na raty. Ale trudno, co się stało się nie odstanie - przynajmniej rozdział jest. Od razu wytłumaczę się za diametralną zmianę w zachowaniu Zayna - po prostu Louis jest takim dupkiem, że jego chamstwa starcza za wszystkich i w jego wielkim ego Malik ginie i staje się niezauważalny. Poza tym z takim typem charakteru mam więcej ubawu przy pisaniu rozdziałów.
_____________________________________________________
Jak zwykle muszę zawitać z przeprosinami - ponownie wyszła mi ponad miesięczna przerwa. Rozdział pisałam długo i na raty. Ale trudno, co się stało się nie odstanie - przynajmniej rozdział jest. Od razu wytłumaczę się za diametralną zmianę w zachowaniu Zayna - po prostu Louis jest takim dupkiem, że jego chamstwa starcza za wszystkich i w jego wielkim ego Malik ginie i staje się niezauważalny. Poza tym z takim typem charakteru mam więcej ubawu przy pisaniu rozdziałów.
No i oczywiście w chłopakach ujawniły się snoby! Taa, zrobiłam z nich bogatych dupków, trudno. Nie zabijecie mnie za to, prawda? :)